4. Inne świadectwa






W 1956 roku w Organizacji Gehlena narodził się pomysł przeniesienia z Niemców na Polaków odium za II Wojnę Światową. 


Wymyślono termin: polskie obozy koncentracyjne, oraz zalecono go do stosowania w mediach, głównie zachodnich.



Do dzisiaj stosuje się uporczywie to dwuznaczne oszczerstwo. 

Nawet po ujawnieniu przez prasę, media elektroniczne, kto był pomysłodawcą tej metody szkodzenia Polsce oraz jaki był jej cel – żadne polskojęzyczne służby specjalne nie reagują we właściwy sposób.

Po prawdzie - nie reagują w ogóle.


Jest to jeden z symptomów świadczących o tym, że w Polsce nie ma czegoś takiego jak polskie służby specjalne.




Innym takim symptomem jest permanentna obecność tajnych służb na forach, portalach prawicowych oraz we wszelkich organizacjach patriotycznych i prawicowych. 


Od 2006 roku angażuję się politycznie i stwierdzam jedno – tam, gdzie jest prawica, tam gdzie zbierają się Polacy zaangażowani w życie polityczne  i gospodarcze kraju – tam zawsze kręci się obca agentura.


Obecność ta przejawia się w zastraszaniu wolnych obywateli, odstręczaniu od organizacji, rozbijaniu tych organizacji, skłócaniu, mąceniu, zasypywaniu uczestników negatywami o Polakach itp. Omówione szerzej w innej części.


Świadczy to dobitnie o tym, że w Polsce nie ma rodzimej agentury, która eliminowała by obce elementy z życia polskiego społeczeństwa - i dbała o jego bezpieczny zrównoważony rozwój.
 


Kiedy minister Wróbel zagrażał ośrodkom odpowiedzialnym za zamach smoleński – został poćwiartowany, zaś winnym zbrodni okazuje się być jego własny syn.(???)


Który zachodni pismak, który użył zwrotu: polskie obozy koncentracyjne, skończył w ten sposób?

Nie słyszałem o takim.


A taka robota jest właśnie w gestii służb - mniej lub bardziej dyskretne likwidowanie oszczerców Polski.


Skąd Gehlen wiedział, że jego oszczercza metoda przenoszenia odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie na Polaków nie spotka się z żadnymi retorsjami? 

I to od lat pięćdziesiątych?


Jest pewne, że stało się to w porozumieniu z Werwolfem, który już wtedy znacznie kontrolował sytuację w Polsce.


Min. zadbał o nieużywanie na pomnikach wyrażenia Niemcy dla określenia sprawców zbrodni.


Z reguły na pomnikach poświęconych zamordowanym w II Wojnie Światowej jest napisane: 

zamordowani przez faszystów, hitlerowców

a prawie nigdy – przez niemców



Czy za 50, za 100 lat, polska młodzież uzna, że Polaków mordowali polscy faszyści?
Argument będzie taki: 

"W końcu pomniki postawiono tuż po wojnie, a napisane jest jak byk: przez faszystów, a nie:  przez niemców..."




To bezczelne oszustwo ma drugie dno - nie mówi się o tym, że obozy koncentracyjne zostały zbudowane w celu masowego mordowania Polaków.


Tragedia żydów jest szeroko rozgłoszona w świecie - o Polskich ofiarach mówi się bardzo mało - powstaje osobliwa sytuacja. Wielu ludzi na świecie traktuje to tak, jakby były to polskie obozy dla żydów i niektórych zbuntowanych Polaków.

W ten sposób sugeruje się kłamliwie, że w latach 40-tych w Polsce trwała jakoby wojna domowa - pomiędzy faszystami, a żydami i niektórymi Polakami.

Na obchodach 65 rocznicy zwycięstwa nad niemcami 9 maja w Moskwie, mówiono o zwycięstwie nad faszyzmem - zwycięstwie amerykanów, rosjan, anglików, francuzów i niemieckich antyfaszystów.


Polaków, czwartej armii świata - nie wymieniono.


Decyzję o całkowitej zagładzie żydów (endlosung) niemcy podjęli w roku 1942 na konferencji w Oranienburgu.


Ludność pochodzenia żydowskiego była masowo zwożona do obozów od połowy roku 1942. Wcześniej żydów zamykano w gettach i oznaczano specjalną opaską.


Krótki film, świadectwo naocznego świadka więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz.








http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=TqFzvUUdsXo#!



Termin „polskie obozy koncentracyjne” wymyśliły w 1956 r. niemieckie tajne służby.

Ujawnił to dr Leszek Pietrzak.

Doktor historii. Były pracownik Urzędu Ochrony Państwa (1990-2000). Były Pracownik Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Wykładowca akademicki.



Potwierdzenie tezy, że głównym celem II Wojny Światowej było wymordowanie Słowian, znajdujemy u historyków rosyjskich, ale nie tylko.

Dojście do władzy Hitlera w niemczech, cały ruch faszystowski sfinansowały amerykańskio-brytyjsko-niemieckie klany bankowe i przemysłowe.

Podobnie jak Lenina i rewolucję w carskiej Rosji.







http://www.bryk.pl/teksty/liceum/j%C4%99zyk_polski/wsp%C3%B3%C5%82czesno%C5%9B%C4%87/3539-obozy_koncentracyjne_w_polsce.html

http://wiadomosci.wp.pl/kat,36474,title,Polskie-obozy-koncentracyjne-w-niemieckim-podreczniku,wid,14942401,wiadomosc.html?ticaid=1ffed&_ticrsn=3

http://zbigniewjacniacki-zyciemojeinasze.blogspot.com/2013/02/80-lat-temu-44-latek-z-niemiec-wzbudzi.html

http://januszwojciechowski.salon24.pl/421931,na-polskie-obozy-smierci-zapracowalismy-sami

http://pl.wikipedia.org/wiki/Polskie_obozy_koncentracyjne

http://newsland.com/news/detail/id/1122136/



 
Fot.10: Zdjęcie reinharda Gehlena z 1972 roku (po pogrzebie gen. Franza Haldera).







                                                                                              

                                                                                                *      *      *






TOW „Gryf Pomorski”





Pewną ilość informacji na temat powiązań UB, SB z Gestapo podaje nam książka autorstwa  Stefana Dargacza, członka TOW „Gryf Pomorski”, pt.:

Zbrodnie polskojęzycznej grupy Gestapo przemianowanej po 1945 roku na UB w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej w Polsce”. 




 (Fot. 11)


Książka ma 80 stron wielkości A4, zawiera, oprócz świadectw członków Gryfa Pomorskiego, kserokopie szeregu dokumentów.
Książkę można przeczytać (lub za darmo ściągnąć na na swój dysk) na stronie: 

 
www.gryf-pomorski.pl
  
(Uwaga: nie mylić ze stroną: gryf-pomorski.prv.pl !!!!)



W książce autor nagminnie używa zwrotu: „polskojęzyczna grupa Gestapo” – jest to oczywiście zabieg celowy, mający charakter odtrutki na zakorzenione niewłaściwe przekonania obywatela polskiego na temat historii najnowszej. 

 
Osobiście uważam ten zabieg za jak najbardziej właściwy i wskazany. W polskich mediach należy właśnie tak postępować – niemieckich zbrodniczych dygnitarzy, jak Forster, należy nazywać bandytami, a nie ...gauleiterem...... 


Postępują tak nasi wrogowie, wybielają siebie ( vide mało znamienne gauleiter i nie tylko ), jednocześnie sącząc kłamstwa na temat Polski i Polaków.
Wielką krzywdą dla nas, a jednocześnie znaczącym (choć chwilowym) zwycięstwem Werwolfu jest to, że Polak Polaka niewłaściwie posądza i traktuje. 


 
Nie ma między nami wspólnoty nie dlatego, że jesteśmy indywidualistami, ale z powodu wrogiej nam propagandy obcych wywiadów.


Nie tylko niemieckie i rosyjskie wywiady mają na celu zniszczenie polskości i Polaków, ale też amerykańskie, angielskie, francuskie i inne.
W interesie tych państw jest słaba Polska, bo na tym ich narody i oni sami z osobna (agentura) czerpią realne finansowe profity.






                                                                                  

                                                                                                *      *      *





Podobnym świadectwem jest artykuł

 „Siedziałem z gauleiterem” 


na stronie: Aspekt Polski (aspektpolski.pl), z marca 2012 roku.


Panowie Stanisław Uciński i Mieczysław Filipczak relacjonują, jak traktowano w PRL niemieckiego bandytę – Alberta Forstera – swego czasu, z ramienia Hitlera, namiestnika ziemi gdańskiej. 

 
Według tej relacji Bolesław Bierut był nie tylko pułkownikiem NKWD, ale przede wszystkim – agentem Gestapo. 


Mowa jest również o Polskojęzycznej Grupie Gestapo stworzonej przez Forstera na terenie Pomorza:

Wyrok śmierci na młodej sanitariuszce był nie tylko sądową zbrodnią komunistyczną, ale i nazistowską, ponieważ w składzie sędziów, którzy 3 sierpnia 1946 r. skazali "Inkę" na śmierć, był pracujący w czasie wojny w Kriminalpolizei (Kripo) niemiecki oficer Kazimierz Nizio-Narski, członek Polskojęzycznej Grupy Gestapo powołanej przez Alberta Forstera w celu całkowitej germanizacji Pomorza




Po wojnie Polskojęzyczna Grupa Gestapo została przemianowana na UB i wniknęła również do "polskiego sądownictwa" wojskowego."



Od lat badamy genezę tego paktu narodzonego w Wolnym Mieście Gdańsku w Oliwie w domu przy obecnej ulicy Piastowskiej nr 20. Dom należał wtedy do rodziny Modrowów (z Bolesławowa koło Skarszew – nazwa tej miejscowości powstała na cześć B. Bieruta – przyp. M.P.S.


Pakt zawiązany konspiracyjnie na przełomie 1935 i 1936 r. (nazwę Ribbentrop-Mołotow otrzymał dopiero w 1939 r.) Doszło już do formalnego spotkania wysokiej rangi wysłanników Hitlera i Stalina. 


Hitlera reprezentował Waldemar Nicolai - płk SS, doradca Hessa (zastępcy Hitlera) oraz Albert Forster - gauleiter tzw. Prowincji Gdańsk Prusy Zachodnie; 
Stalina natomiast - najbliższy swego czasu współpracownik Lenina - Karol Radek (prawdziwe nazwisko: Sobelson, polski Żyd z Tarnowa) oraz płk NKWD, a zarazem agent Gestapo Bolesław Bierut. „



Warto zaznajomić się z tym krótkim tekstem.









Fot. 12:  Niemiecki bandyta - Albert Forster
Źródło zdjęcia: zbiory NAC, internet




Forster był odpowiedzialny min. za mord w lasach piaśnickich gdzie zamordowano 12 - 14 tysięcy osób, głównie przedstawicieli inteligencji polskiej) oraz KL Stutthof - ok. 65 tys. ofiar.



W Piaśnicy mordowano ludzi bezbronnych, cywili, w tym kobiety oraz dzieci.






Fot. 13:  Mord w Piaśnicy.




 
Obecnie trwa mitologizacja tego niemieckiego bandyty. Niestety w powszechnym użyciu funkcjonują takie zwroty jak: gauleiter, dostojnik niemiecki itp. zamiast: zbrodniarz, bandyta.


Niepokojące jest to, że młodzi ludzie ekscytują się tzw. forsterówką, tj. modrzewiową leśniczówką na Wyspie Sobieszewskiej, należącą niegdyś do Forstera. Przekonuje się opinię publiczną o zabytkowych walorach tego obiektu w oderwaniu od zbrodniczej działalności kata Pomorza.


!
Pewnym wytłumaczeniem jest to, iż temat ten eksplorują głównie germanofile (5 kolumna, polskojęzyczni niemcy? ) – aktywni uczestnicy paragermanofilskich forum internetowych: Dawny Gdańsk, Wolne Forum Gdańsk, Dnazig-online, oraz czasopismo „Odkrywca”.

forum.dawnygdansk.pl/viewtopic.php?t=598     Gdańsk, czy Danzig?





Fot. 14:  Słynny szpieg z Krainy Deszczowców pokazuje nam, aby zachować dyskrecję (palec na ustach). Avatar niejakiej Pani Izabeli Sitz – Abramowicz. Pani Abramowicz lubi używać niemieckich przedwojennych nazw (np. na swoim blogu  fritzekneufahrwasser.blogspot ) podobnie jak wiele osób na ww. stronach.




Zaś na stronie: fotografistka-fritzek.blogspot publikuje swoje zdjęcia, min. swój akt. A to dość wyjątkowe, aby fotograf prezentował siebie samego na swoich własnych zdjęciach, w dodatku na golasa... czyżby lekki ekshibicjonizm??

Czy na zdjęciu powyższym to też Pani Abramowicz we własnej, tym razem skrywanej postaci – kobieta szpieg? Kobieta dywersant?
A gdzie dżem z muchomorów??





Fot. 15:  Blogowicze z lokalizacji Westpreußen, Polska (!!!)






Jak widać na powyższym zdjęciu (zrzut ekranu) Prusy Zachodnie istnieją, a nawet mają trzech obywateli. 

 
Po jednym z Gdańska Nowy Port, Gdyni (!!) i Torunia (!!!).

Niesamowite.... Toruń w West Preussen – Kopernik chyba przewraca się w grobie.









Jakimś kompletnym ewenementem jest blog:


http://pruskihoryzont.blogspot.fi/


gdzie autor: Von Preussen z Riesenburg Prusy (??!!)




pisze min.:


"Województwo Pomorskie wyrosło na korzeniach ziem dawnych Pomorzan, z których wywodzą się obecni Kaszubowie i Kociewiacy, biorący swe nazwy od regionów które przyszło im zamieszkiwać."


 jednocześnie:

"Na dzień dzisiejszy w Polsce mieszka 628 osób o tym nazwisku, w tym duża część na terenie ziemi pruskiej (powiaty Kwidzyński, Sztumski, Malborski, Iławski, Olsztyński, Kętrzyński, Lubawski)  (...)

Ciekawostką jest, iż co najmniej część mieszkańców wymienionych wcześniej powiatów należy do ludności autochtonicznej pozostałej na ziemi pruskiej po 1945 roku. Jeżeli chodzi o Niemcy mieszka tam obecnie 4066 ludzi noszących nazwisko Preuss. "
 


http://pruskihoryzont.blogspot.com/2011_12_01_archive.html
http://pruskihoryzont.blogspot.com/2012_06_01_archive.html





Ja się pytam:  Gdzie są służby?




Służb nie ma, a mimo to Polacy są najbardziej inwigilowanym narodem w UE - a to znaczy, że (pewnie poza Koreą Pn.) - najbardziej na świecie.




Jest to jeszcze jeden z symptomów świadczących o tym, że w Polsce 

NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO jak POLSKIE SŁUŻBY SPECJALNE.



Jesteśmy po prostu DOZOROWANI i pilnowani przez obce służby - stąd tak wielka ilość podsłuchów.




"Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że w 2010 roku policja i służby specjalne sięgnęły 1 milion 300 tysięcy razy po billingi obywateli i odbyło się to bez żadnej kontroli sądowej czy prokuratorskiej, a także bez wiedzy osób, których to dotyczy.


Zdaniem Mikołaja Pietrzaka, nie ma żadnego powodu, dla którego policja miałaby sięgać po takie informacje, jeżeli nie popełniamy przestępstwa. 

Podkreśla on, że jest to łamanie konstytucyjnego prawa obywateli do zachowania prywatności."




http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/370963,Polacy-najbardziej-inwigilowanym-narodem-Unii-Europejskiej




Zwracam uwagę na zwrot: "..narodem Unii Europejskiej" - znaczy, że inne narody na terenie Polski nie są inwigilowane?









Prawo w Polsce jest nastawione przeciw Polakom.






Za zabicie bandyty w obronie własnej grozi kara więzienia.




Nie pozwala się na powszechny dostęp do broni palnej osobom dorosłym, stwierdzając, że czyni się to w obronie życia ludzkiego.


W wyniku zabójstw, bandyckich napadów ginie co roku ok. 800 osób.



Jednak w wyniku wypadków co roku na polskich drogach ginie ok. 5000 osób.

Jakoś nikt nie zakazuje ludziom kupowania samochodów.
Dla bezpieczeństwa obywateli.





Zamyka się sądy, likwiduje armię, komendy policji, szpitale, a pieniądze wydaje na budowę boisk.


http://www.statystyka.policja.pl/portal/st/tagi/11/zabojstwa.html


 



                                                                                                *      *      *






"wysłane do Ludwigsburga"






"Wprost", Nr 1221 (07 maja 2006):
Jan M. Fijor: Komisja zacierania zbrodni


Polska oddała Niemcom bezcenne akta dokumentujące zbrodnie wojenne i może ich nigdy nie odzyskać

Czy można sobie wyobrazić, że polski wymiar sprawiedliwości gromadzi dowody zbrodni katyńskiej, a potem wszystkie oryginały oddaje Rosjanom? A tak się właśnie stało z wieloma kluczowymi dowodami zbrodni niemieckich popełnionych w Polsce w czasie II wojny światowej.

Gdyby teraz Polska miała się procesować z Niemcami w sprawie odszkodowań za zbrodnie wojenne, nie bylibyśmy w stanie wielu naszych roszczeń udowodnić. Dużą część dowodów winy, w tym tysiące oryginałów zeznań świadków, fotografii i innych materiałów śledczych, dobrowolnie oddano niemieckim prokuraturom.

Teraz nie wiadomo, gdzie są te dokumenty i czy kiedykolwiek je odzyskamy. To sprawa niebywała, nie mająca precedensu w żadnym europejskim kraju, szkodząca nie tylko pamięci o zbrodniach, ale też wizerunkowi Polski jako państwa prawa.

Dokumenty przekazywała najpierw Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich, a później jej następczyni - działająca przy Instytucie Pamięci Narodowej Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Pośrednikiem między komisją a prokuraturami RFN była tzw. centrala w Ludwigsburgu, instytucja powołana w celu "poprawy wizerunku" niemieckich organów ścigania zbrodni wojennych.


Wielka czystka w archiwach

Sprawa przekazywania Niemcom dokumentacji zbrodni wojennych wyszła na jaw przy okazji 65. rocznicy wybuchu wojny.

W 2004 r. ówczesny dyrektor IPN prof. Leon Kieres zwrócił się do podległych mu prokuratorów IPN, by przygotowali raport o stanie śledztw w sprawach zbrodni Wehrmachtu popełnionych we wrześniu 1939 r.
I wtedy okazało się, że w tysiącach teczek znajdujących się w archiwach IPN brakuje nie tylko oryginałów zeznań czy zdjęć, ale nawet wiarygodnych kopii tych dokumentów. A bez oryginalnych akt zakończenie spraw, czyli ich umorzenie lub wydanie wyroku skazującego, nie jest możliwe.

Jak informuje "Wprost" dr Antoni Kura, naczelnik Wydziału Nadzoru nad Śledztwami Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, takich niezamkniętych postępowań może być nawet 10 tysięcy. Niektóre z nich są bardzo głośne, na przykład sprawa zbrodni niemieckich popełnionych na terenie obozów Gross-Rosen czy Treblinka.

W kilkuset przebadanych dotychczas teczkach znaleziono jedynie adnotację: "wysłane do Ludwigsburga".

Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen w Ludwigsburgu powstała w listopadzie 1958 r., a jej formalnym celem było archiwizowanie akt pohitlerowskich i przekazywanie ich do odnośnych urzędów prokuratury powszechnej. Choć centrala miała mieć charakter tymczasowy, istnieje do dziś i "stanowi urząd wymiaru sprawiedliwości, działający zgodnie z konstytucją" - jak wynika z wykładni niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego.

Już wiosną 1959 r. na prośbę centrali w Ludwigsburgu Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce zaczęła przekazywać zawartość polskich archiwów partnerom z RFN. Tylko w latach 1965-1989 Polacy przekazali Niemcom 36 tys. protokołów zeznań, 150 tys. fotografii, kilkadziesiąt tysięcy mikrofilmów i 12 tys. kompletów materiałów z prowadzonych śledztw.

W zamian strona polska otrzymała z Ludwigsburga... listę polskich gajowych i leśniczych współpracujących z RSHA (Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy). 


Legalne bezprawie


Prof. Witold Kulesza, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, twierdzi, że istniała podstawa prawna, by przekazywać Niemcom dokumenty.

Tą podstawą było porozumienie podpisane między rządami PRL i RFN, stwierdzające, że dostęp do oryginałów naszych akt potrzebny jest Niemcom do skuteczniejszego ścigania za zbrodnie popełnione na terenie Polski.


Prokuratorzy pionu śledczego IPN twierdzą tymczasem, że nie ma śladów podpisania takiego porozumienia między rządami.


Zresztą zgoda polskiej strony, zważywszy, że RFN była wtedy krajem wrogim PRL ideowo, politycznie i militarnie, wydaje się czymś kuriozalnym.


Opinię tę potwierdza znany prawnik, specjalista od spraw polsko-niemieckich, prof. Jan Sandorski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Twierdzi on, że nie było żadnego międzyrządowego porozumienia w tej sprawie.




Otrzymane z Polski dokumenty miały służyć uruchomieniu wewnętrznego śledztwa w centrali w Ludwigsburgu, a ponieważ nie miała ona uprawnień prokuratorskich, wysyłano je później, jako podstawę ewentualnych aktów oskarżenia, do urzędów prokuratury powszechnej w miejscu zamieszkania podejrzanych.

Pikanterii sprawie dodaje to, że Ludwigsburg ani razu nie wystąpił do żadnego z polskich poszkodowanych o potwierdzenie zeznań czy chociażby złożenie jakichkolwiek wyjaśnień, nie mówiąc o tym, że po wykorzystaniu materiału dowodowego ani jednego z oryginalnych dokumentów nie zwrócono właścicielowi.

Zmarły niedawno tropiciel zbrodni hitlerowskich Szymon Wiesenthal nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że fotografie esesmanów mordujących Polaków, zarejestrowane w aktach GKBZH, są odnajdywane w niemieckich archiwach.

Osobą, która bezpośrednio decydowała o wysyłaniu akt do Niemiec, był nieżyjący już prof. Czesław Pilichowski, wieloletni prezes komisji. O wysyłce akt wiedziało jednak znacznie więcej osób. Niektóre z nich, choćby obecny wiceprezes IPN prof. Witold Kulesza, uważają, że nic złego się nie stało.

Dopiero w styczniu 2005 r., po 46 latach ogołacania polskich zbiorów archiwalnych, ktoś zwrócił na to uwagę. 



Polski antystandard

Z punktu widzenia polskiego prawa udostępnianie oryginałów akt - co jest skądinąd złamaniem światowego standardu w wymiarze sprawiedliwości - było nie tylko niedbalstwem, ale wręcz bezprawiem.



Naruszeniem prawa było chociażby wysyłanie "stronie trzeciej" zeznań, fotografii i innych materiałów dowodowych bez powiadomienia poszkodowanych - ofiar lub ich rodzin. Tym bardziej że bez oryginałów dokumentów skuteczne domaganie się ukarania sprawców nie jest dziś możliwe.

Większości dowodów nie da się odtworzyć, a świadkowie tych zdarzeń przeważnie zmarli. Nie wyjdą więc nigdy na jaw okoliczności zamordowania przez Niemców w lipcu 1942 r. jedenastu Polaków w Dmeninie koło Radomska.

Podobnie jak okoliczności rozstrzelania dwudziestu Polaków w Olkuszu (w lipcu 1940 r.), kulisy zbrodni popełnionych w obozie jenieckim w Królewcu czy morderstw dokonanych w latach 1943-1945 przez gestapo w Tucholi. Akta tych i tysięcy innych spraw zostały w latach 70. przekazane w całości do Ludwigsburga.

Niemieccy prokuratorzy, mający oryginały dowodów zbrodni, mogli przewlekać śledztwa czy opóźniać składanie wniosków. I to robili.

Można zrozumieć, że w PRL władze państwowe nie troszczyły się o elementarny interes ofiar. Dziwi takie postępowanie w III RP. - Polska może być dumna z tego, co zrobiła; otrzymaliśmy za współpracę z Ludwigsburgiem liczne pochwały, m.in. od Fritza Bauera, jednego z nielicznych prokuratorów naprawdę ścigających niemieckich zbrodniarzy - mówi "Wprost" prof. Witold Kulesza. 

Na pytanie, dlaczego ani Rosjanie, ani Francuzi z Ludwigsburgiem nie współpracowali, prof. Kulesza odpowiada: - Bo oni nie mają tego w zwyczaju.


Prof. Kulesza nadal opowiada się za współpracą z Ludwigsburgiem. W 2005 r. pracownicy IPN otrzymali podpisaną przez niego notatkę służbową, w której apeluje o pomoc dla centrum w Ludwigsburgu "w związku z tendencjami likwidacyjnymi tej instytucji". Innymi słowy, chodziło o wysyłanie do Ludwigsburga jak najwięcej akt. W uznaniu zasług dla polsko-niemieckiej współpracy prof. Kulesza jest często zapraszany do RFN na wykłady, prelekcje, a niedawno został także nagrodzony medalem przyjaźni.

Nie ma winnych!

Naczelnik Antoni Kura z IPN wraz z podległym mu prokuratorem Lucjanem Nowakowskim zwrócili się w kwietniu 2005 r. do ówczesnego prezesa IPN prof. Leona Kieresa o wyjaśnienie, dlaczego przekazywano Niemcom oryginały dokumentów.

Na tej podstawie prezes Kieres, a później także wiceprezes Kulesza powołali komisję do zbadania okoliczności utraty dokumentów. Jej wnioski zostały przekazane ministrom sprawiedliwości - najpierw Andrzejowi Kalwasowi (SLD), a później Zbigniewowi Ziobrze (PiS).

W piśmie z 5 lipca 2005 r. Kalwas pociesza prezesa IPN, że utrata dokumentów "nie ma miejsca", bo przecież "oryginał akt i dowody rzeczowe (...) podlegają zwrotowi, chyba że organ wysyłający się tego zrzeknie", oraz że "nic nie sprzeciwia się występowaniu o zwrot dokumentów".

W równie optymistycznym tonie utrzymane jest pismo ministra Ziobry z 12 stycznia 2006 r. Przy czym minister Ziobro zachęca dodatkowo do "odtwarzania zaginionych dokumentów".

Wszystko wskazuje jednak na to, że dokumenty zostały stracone bezpowrotnie.



Na jakąkolwiek prośbę czy sugestię ich zwrotu urzędnicy w Ludwigsburgu najpierw reagowali rozkładaniem rąk, a później zniecierpliwieniem. 
Na nasze pytania odpowiadają: "Nie piszcie do nas! Akt już w Ludwigsburgu nie ma".


A gdzie są, tego nie wiadomo.

Dyrektor centrali w Ludwigsburgu dr Joachim Reidel w piśmie do IPN sugeruje, że część akt może się znajdować w Bundesarchiv w Koblencji, Fryburgu lub Berlinie.

Część została najprawdopodobniej zniszczona, uległ bowiem przedawnieniu okres ich przechowywania.

- Jeśli w tej sprawie mieliśmy wyłącznie do czynienia z użyczeniem akt dla dobra niemieckiego śledztwa, jak zapewnia centrala w Ludwigsburgu, to czym prędzej należy się zwrócić do strony niemieckiej o ich zwrot. Gdyby strona niemiecka z jakichś powodów zwrotu odmówiła, trzeba wystąpić do sądu o odszkodowanie. Innego wyjścia nie ma - mówi "Wprost" prof. Jan Sandorski.

Nie mając wielu dowodów niemieckich zbrodni, jesteśmy bezradni wobec działań takich osób jak Erika Steinbach, która na równi ze zbrodniami Niemców stawia rzekome polskie zbrodnie dokonywane podczas wysiedleń Niemców. Nie mając dowodów, nie potrafimy się przed takimi zarzutami bronić.



prof. Daria Nałęcz
DYREKTOR NACZELNY ARCHIWÓW PAŃSTWOWYCH:
„Utrata znacznej części tak ważnego dla Polski archiwum dokumentującego niemieckie zbrodnie to kuriozum. Mogłabym jeszcze zrozumieć, gdyby chodziło tylko o naszą pomoc prawną, bo do tego jesteśmy zobowiązani. Jednakże niewykonanie kopii, brak dbałości o zwrot oryginałów, nie mówiąc już o utajnieniu tego procederu przed negocjatorami procesu restytucji archiwaliów z Niemiec, jest co najmniej niepokojące. Mam nadzieję, że ktoś w tej sprawie pójdzie jednak po rozum do głowy. Dobrze byłoby wiedzieć, czy chociaż jedna ze spraw, których akta przekazano, zakończyła się procesem lub skazaniem winnego.”



http://www.polonikmonachijski.de/101302/101533.html






Prawo w Polsce jest nastawione przeciw Polakom.



Kto za tym stoi?









                                                                                                *      *      *





Krótka niepełna analiza dotycząca sytuacji Polski i Niemiec po wojnie 

/mowa o Niemczech „właściwych” tj. Zachodnich/:











POLSKA
NIEMCY
Okupacja po wojnie
65 lat
20 lat
[w zasadzie brak denazyfikacji]
Ukrywanie patriotyzmu
tak
nie
[masowy sprzeciw wobec denazyfikacji]
Elity polityczne i administracja państwowa
Całkowita wymiana w ciągu kilku lat
Symboliczne ukaranie nazistów, powrót członków NSDAP na stanowiska w administracji rządowej w 1953 roku
Metoda walki powojennej
Partyzantka – do roku 1951, potem tajne związki
[ukrywanie się z patriotyzmem]
Na terenie Niemiec - brak
[ półoficjalne rządy „byłych” nazistów]
Na terenie Polski – wchodzenie w struktury UB, SB
Służby specjalne
podporządkowane ZSRR, na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – przechwycone przez Werwolf
słabo zweryfikowane po 1989 r.
ma 15 delegatur w największych miastach Polski
Od początku tworzone przez niemieckiego nacjonalistę [generała Reiharda Gehlena] i zatrudniające nazistów
obecna nazwa: BND
Sprawność gospodarcza i polityczna państwa
Bardzo słaba – kraj jest na skraju bankructwa, społeczeństwo jest oszukiwane i antagonizowane, politycznie nie liczymy się – grozi nam rozpad
Bardzo mocna – silny eksport, rozwinięta gospodarka – w światowej pierwszej piątce, politycznie zaczyna zajmować pozycję mocarstwa europejskiego

Ciągłość polityczna i społeczna państwa

Nie

Tak











Kartogramy



1. Referendum akcesyjne do UE 2003 r.

 







 2. Wybory prezydenckie  2005 r. - na tle mapy II RP i Ks. Warszawskiego


 








3. Wybory do Sejmu 2007 r.



























Wyniki wyborów w poszczególnym powiatach – efekt działalności niemieckich gazet czy po prostu silny Werwolf?



Jak silna jest 5 kolumna w Polsce?

Co  naprawdę  wiemy o deportacjach z lat powojennych, jeśli władzę dzierżył Werwolf?



 

4. Wybory prezydenckie 2010 r.











 5. Wybory do Sejmu 2011 r.



























6. Procent głosów nieważnych w wyborach do Sejmików

   




 

7. Procent głosów nieważnych w wyborach samorządowych 2010 r.

























Dowód na to, że niefrasobliwość, nieumiejętność i głupota są ograniczone granicami województw, powiatów – czy może dowód na masowe fałszowanie kart do głosowania?

Jeśli to fałsz – to jaka siła, jaka organizacja to sprawiła?


Wygląda na to, że w polach: czerwonym i pomarańczowym Werwolf jest najsilniejszy.

Jeżeli państwem polskim zarządzało polskojęzyczne gestapo (przemianowane po roku 1945 na UB), to skąd pewność, że powojenne dane demograficzne nie są zakłamane.

MS Steuben – zginęło ok. 4900 osób
MS "Goya" – zginęło ok. 6800 osób
MS "Wilhelm Gustloff" – zginęło ok. 10000 osób

Na tych wrakach nie wolno nurkować, nawet na 50 m nie wolno się zbliżać.

Skąd pewność, że to prawda?



Brakuje mi Gryfa i Łupaszki na Pomorzu...
ale to pokazuje zaangażowanie pro-polskie. Akcja Wisła - przesiedlenie Ukraińców - to rok 1947.



Za wiki:






Głosy na NSDAP w poszczególnych regionach III Rzeszy w 1933 r.




Przyczyny wysiedleń były rozmaite. Główną była chęć utworzenia etnicznie jednorodnych państw w Europie Środkowej, tak by niemieccy nacjonaliści ponownie nie wykorzystali w przyszłości istnienia skupisk mniejszości niemieckiej w sąsiadujących krajach do przeprowadzenia wojen zaborczych. Innymi przyczynami były:
  • przeważająca kolaboracja ludności niemieckiej z siłami Rzeszy, jej pomoc w wojnie przeciw krajowi zamieszkania oraz udział w zbrodniach niemieckich na ludności kraju zamieszkania. Z tego względu ludność niemiecka była widziana jako zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, nie widziano także możliwości pokojowego współżycia dawnych ofiar niemieckich mordów i zbrodni z Niemcami. Prezydent Czechosłowacji na uchodźstwie Edvard Beneš w przemówieniu radiowym po rozpoczęciu II wojny światowej zaapelował o usunięcie z odrodzonej Czechosłowacji tych Niemców którzy przyczynili się do jej upadku[4]. Propozycje transferu populacji niemieckiej ze względu na jej działalność na szkodę państwa polskiego pojawiły się także w roku 1941 w kołach polskiego rządu[5]. Dotyczyły one jednak o wiele mniejszych obszarów i mniejszej liczby osób, niż to później miało miejsce. Nie da się także udowodnić wpływu koncepcji tego rządu na Stalina lub PKWN.

W czasie inwazji Niemiec na Polskę, lokalna mniejszość niemiecka utworzyła Selbstschutz, organizacje paramilitarną wspierającą niemieckie wojska w ataku na Polskę i dokonującą licznych zbrodni oraz aktów sabotażu. Pod koniec II wojny światowej Niemcy utworzyły podobną organizację o nazwie Werwolf, która miała walczyć przeciw siłom sojuszniczym i terroryzować ludność napływową. Poparcie dla nazizmu było silne wśród społeczeństwa niemieckiego.
Dla przykładu, w sondażach przeprowadzonych w amerykańskiej strefie okupacyjnej od listopada 1945 do grudnia 1947 procent ludności niemieckiej która popierała pogląd iż „Narodowy socjalizm był dobrą ideą, ale źle realizowaną” wynosił od 47 do 55%[6], zaś w sondażu z listopada roku 1946 37% Niemców uznało iż „eksterminacja Żydów, Polaków i innej ludności niearyjskiej była konieczna z punktu widzenia bezpieczeństwa Niemiec”[7].

Wysiedlenie mniejszości niemieckiej, wśród której organizacje typu Selbstschutz i Werwolf się rekrutowały i otrzymywały wsparcie, miało zapobiec powtórzeniu się sytuacji z początku II wojny światowej[5].



Łączna liczba Niemców, którzy w końcowym okresie wojny i po wojnie uciekli, powrócili lub zostali przetransportowani do Niemiec, wynosi około 14 milionów osób[8], z czego 473 tysięcy straciło życie w wyniku różnych przyczyn, takich jak choroby, głód, śmierć z zimna, marsze śmierci na rozkaz władz Niemiec, ataki bandytów i pobyt w sowieckich obozach przesiedleńczych[9]. Dane te częściowo potwierdzili historycy biorący udział w latach 90. w polsko-niemieckim programie badań historii „wypędzonych”[10], krytycznie weryfikując podawaną w RFN liczbę 2 milionów ofiar śmiertelnych jako nieprawdziwą, i przyjmując za najbliższe prawdzie szacunki niemieckiego Archiwum Federalnego z 1974 mówiące o 400 tysiącach ofiar śmiertelnych na ziemiach wcielonych do Polski i ZSRR (bez ofiar ewakuacji Niemców prowadzonej przez władze niemieckie w ramach akcji Heim ins Reich oraz ucieczek przed frontem, mających miejsce przejęciem tych terenów przez oba państwa) – z czego ok. 200 tysięcy[10] padło ofiarą deportacji do ZSRR (skąd już nie powrócili, a większość z nich prawdopodobnie zmarła z różnych przyczyn), ok. 60 tysięcy[10] zmarło w obozach polskich, ok. 40 tysięcy[10] w obozach sowieckich, a około 120 tysięcy[10] to ofiary śmiertelne różnych zbrodni na ludności cywilnej, popełnionych głównie[10] przez żołnierzy Armii Czerwonej.

Przez długi czas liczba wysiedlonych Niemców oraz liczba zmarłych osób podczas przesiedlenia była obiektem manipulacji strony niemieckiej, inspirowanej przez organizacje mające na celu rewizję układu Poczdamskiego. Poprzez zawyżanie liczb planowano zaszokować opinię publiczną, tak aby stała się przychylna postulatom politycznym Niemieckich organizacji ziomkowskich. Liczbę ofiar ustalono poprzez porównanie liczby mieszkańców wschodnich Niemiec z roku 1939 i 1948. 

Spis ludności z 1939 roku podawał iż na terenach tych żyło 10 mln 87 tysięcy obywateli niemieckich. Liczba wysiedlonych w 1948 roku wynosiła tylko 7 mln 85 tysięcy osób. 

Na dawnych terenach Nazistowskiej Rzeszy pozostało 835 tysięcy obywateli niemieckich. Brakowało więc 2 mln 167 tysięcy osób. Tę właśnie liczbę uznano za liczbę ofiar śmiertelnych. Dodano do niej także Niemców którzy przed wojną mieszkali w Polsce i Wolnym Mieście Gdańsku

Zadeklarowano więc 2 mln 484 tysięcy osób jako zabitych[9]. Liczba ta była manipulacją, nie uwzględniała bowiem naturalnych zgonów i samobójstw ani poległych członków Volkssturmu, tych, którzy uciekali przed nadciągającym frontem sowieckim. Ponadto nie brała pod uwagę śmierci z głodu, chorób, ofiar marszów śmierci dokonywanych na rozkaz władz niemieckich z terenów wschodnich Niemiec, oraz egzekucji na własnych obywatelach, oskarżonych o zdradę czy też defetyzm. Przyjęta metoda wyliczania strat powodowała, że liczby te obejmowały także obywateli niemieckich pochodzenia żydowskiego, zabitych podczas Holocaustu.


Ze względu na niewiarygodność tych danych w następnych latach wielokrotnie podjęto się ponownych badań mających na celu ustalenie rzeczywistych liczb. W roku 1964 specjalna komisja kościelna oceniła całkowitą liczbę ofiar wysiedlenia na około 473 tysięcy osób. W roku 1996 specjalna komisja czesko-niemiecka potwierdziła tę tezę rewidując dotychczasową liczbę ofiar Niemców sudeckich z 225 tysięcy do 16 tysięcy[9]. Tym niemniej organizacje ziomkowskie nadal publikują informacje twierdzące o ponad 2 milionach zabitych, w tym 225 tysiącach zamordowanych Niemców sudeckich[9].

Największy prawdopodobnie dotychczas masowy grób odkryto w 2008 roku w Malborku – 2116 ciał. Wszyscy zmarli lub zginęli przed przejęciem miasta przez polską administrację.

Problemem pozostaje, iż nie wszyscy zaliczeni do tak zwanych „wypędzonych” zostali wysiedleni.

Część z nich to uciekinierzy wojenni, jak i administracja okupowanych terenów oraz obsługa cywilna wojska. Niemieckie prawo za „wypędzonych” uznaje także osoby, które zostały zmuszone do opuszczenia terenów zajętych przez Niemcy, na których znalazły się w wyniku nazistowskiej polityki okupacyjnej, jak na przykład dzieci żołnierza urodzone w miejscu jego stacjonowania (Erika Steinbach), a także uciekinierów i ich rodziny (Peter Glotz).


W wywiadach dla radia Deutschlandfunk w listopadzie 2006:
  • historyk Ingo Haar potwierdził swoją opinię, że podczas wysiedlenia Niemców zmarło 500 000–600 000, w tym ok. 400 000 na wschód od Odry-Nysy[11].
  • polityk CDU, sekretarz stanu MSW, Christoph Bergner podtrzymuje stanowisko niemieckiego państwa, że podczas ucieczki i wysiedlenia zginęło 2–2,5 miliona[12].
  • inny historyk Rüdiger Overmans nazwał Bergnera i Erikę Steinbach „laikami”[13].
W materiałach pomocniczych, wydanych w 2009 r. przez Polsko-Niemiecką Współpracę Młodzieży historycy Jerzy Kochanowski i Ingo Haar w haśle „Wypędzenia“ podają liczbę ofiar śmiertelnych na wschód od Odry i Nysy jako 286 723[14].


No, to ilu niemców zostało na Ziemiach Odzyskanych, hę??


 
8. Frekfencja w wyborach samorządowych 2010 r.
   Rozkład ilości głosujących był zbliżony w całym kraju.











9. Wybory do Sejmu 2007 r.

    Może ta mapa powie nam więcej?








Nie zapominajmy - Słowianie, POLACY sięgali kiedyś znacznie dalej na zachód, niż dzisiaj.

I oby to wróciło...
















Józef Kisielewski "Ziemia gromadzi prochy"






http://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Polsce_w_2011_roku

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_samorz%C4%85dowe_w_Polsce_w_2010_roku

http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Wybory_samorz%C4%85dowe_g%C5%82osy_niewa%C5%BCne_do_sejmik%C3%B3w.png




http://pl.wikipedia.org/wiki/Wysiedlenia_Niemc%C3%B3w_po_II_wojnie_%C5%9Bwiatowej

6 komentarzy:

  1. Wspaniały wpis.
    Dziękuję za morze wiadomości!
    A te osoby o progermańskich poglądach są także na innych formach dyskusyjnych, np. forum marienburg z Malborka. Proszę zwrócić uwagę na prezentowane tam poglądy i przeanalizować pod kątem stosunku do Niemców. Tam piszą osoby, które są niby Polakami, ale co to za Polacy?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie Polacy tylko kolaboranci i zdrajcy.

      Usuń
  2. Wiem, wiem, niestety na analizę wszystkiego doba jest za krótka... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. http://halat.pl/drang_nach_osten.html#

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie, opamietajcie sie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przydałoby się zaktualizować ten artykuł po ostatnich wyborach Samorządowych, to co się wydarzyło to nie mógł być przypadek.

    OdpowiedzUsuń