Anna Marszałek Trzy wywiady
o działaniach UOP
Wywiad z Macierewiczem dla
Rzeczpospolitej z 12 czerwca 1999r.
"Czy według Pana rzeczywiście
aktywnością służb można tłumaczyć skłócenie liderów prawicy
i postępującą marginalizację niektórych ugrupowań?
odp. A.M
W aktach, jak już wspomniałem, jest
trzystronicowa instrukcja z lutego 1993 r. Zawiera ona
charakterystykę ugrupowań prawicowych PC, RdR, RTR, Ruchu
Chrześcijańsko-Narodowego oraz ich liderów.
Przede wszystkim Jana Olszewskiego,
Jarosława Kaczyńskiego, Romualda Szeremietiewa, Jana
Parysa, a także mnie.
Instrukcja stwierdza, że trzeba
zdezintegrować wymienione środowiska i partie prawicowe, bo
zmierzając do dekomunizacji i lustracji godzą w porządek prawny i
konstytucyjny Rzeczpospolitej Polskiej.
Zwracam uwagę na datę. Jest rok 1993,
nie 1963, 1973 czy 1983! […] wysunięto zarzuty, że działania
prawicy są zagrożeniem bezpieczeństwa państwa, a lustracja i
dekomunizacja ma doprowadzić do narzucenia przez prawicę dyktatury.
Taka analiza stała się podstawą
decyzji zaaprobowanej przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych
i szefa UOP o zniszczeniu w Polsce partii prawicowych.
Dokument stawia konkretne zadania, których realizacją miał się
zająć zespół L."
L. - Lesiaka
Niestety Macierewicz nie wymienia
liderów UPR - ani Janusza Korwina – Mikke ani Stanisława
Michałkowicza. Zupełnie jakby ta partia nie istniała. Dlaczego?
W 1993 roku UPR była dość
liczną partią (nie tak jak teraz) i trudno mówić o jej
marginalizacji.
* * *
Cytat z tekstu Michała Pluty:
„Wprawdzie oddaliśmy
przedsiębiorstwo, ale zapewniliśmy sobie kontrolny pakiet akcji –
jest to udział w rządzie, w organach bezpieczeństwa i w wojsku
oraz urząd prezydenta – mówił
generał Wojciech Jaruzelski do Egona Krenza 2 listopada 1989 r.
Zauważmy: generał wymienia jako
„pakiet kontrolny” udział w rządzie, organach bezpieczeństwa i
wojsku, osobno, „po przecinku”. Człowiek dociekliwy może więc
wątpić, czy chodzi „tylko” o kontrolę nad „bezpieczeństwem”
i wojskiem poprzez ministrów zasiadających w rządzie.
Jaruzelski w tej rozmowie nie wymienia
ministrów PZPR w rządzie Mazowieckiego, bo było ich tam czterech:
obrony, spraw wewnętrznych, współpracy gospodarczej z zagranicą i
transportu, żeglugi i łączności. Widać tych dwóch ostatnich
resortów generał nie traktował jako swój „pakiet kontrolny”.
Pewnie słusznie, bo jak tu kontrolować sytuację w kraju:
współpracą gospodarczą z zagranica i żeglugą?
Przypomnę
raz jeszcze co generał Czesław Kiszczak mówił,
podczas odprawy kadry kierowniczej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych,
o celach ministerstwa na rok 1989:
SB może i powinna kreować różne
stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko
infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji, na
szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach
podstawowych muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy
sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te
organizacje, kreowania ich działalności i polityki.
* * *
A teraz cytat z książki Antoniego
Dudka "Reglamentowana rewolucja".
Generał Jaruzelski interesował się
głównie zachowaniem przez swoich ludzi kontroli nad wojskiem,
wyraźnie traktując je jako swoistą polisę ubezpieczeniową. Fakt,
że rząd Mazowieckiego nie podjął nawet próby przejęcie kontroli
nad niezwykle wpływowymi wojskowymi służbami specjalnymi, dowodzi,
że Jaruzelski uratował przynajmniej część z „pakietu
kontrolnego, o którym mówił w rozmowie z Egonem Krenzem na
początku listopada 1989 r. Otwarta pozostaje natomiast odpowiedź na
pytanie o to jaka część owego pakietu przetrwała prezydenturę
samego Jaruzelskiego i stała się istotnym czynnikiem kształtującym
rzeczywistość polityczną w III Rzeczypospolitej".
Sylwester
Latkowski w wywiadzie opublikowanym na portalu
prawica.net
przytoczył słowa byłego szefa Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego, Bogdana Święczkowskiego:
„W połowie lat 90. w redakcjach
polskich mediów funkcjonowali oficerowie pod przykryciem. Nie
agenci, ale kadrowi oficerowie UOP pod przykryciem. (…) Po to, żeby
werbować, uzyskiwać informacje, żeby wiedzieć. Nie wiem, czy w
chwili obecnej wśród dziennikarzy są oficerowie pod przykryciem,
ale agentów jest wielu. Zgodnie z prawem zresztą”
Michał
Pluta www.konfederata.bloog.pl
A także:
Wszystkie instrukcje dla szpiegów BND
zaczynała od szczegółowego spisu, "o jakie informacje
prosimy". Do 1969 r. Niemców interesowały prawie wyłącznie
sprawy wojskowe: zadania dotyczące rozpoznania militarnego Wojska
Polskiego i stacjonującej w PRL Północnej Grupy Wojsk Armii
Radzieckiej dostawało 80 proc. agentów BND w Polsce.
[sprawy cywilne mieli opanowane? MS]
Od 1967 r. z powodu recesji i spadku
tempa wzrostu gospodarczego RFN Niemcy stopniowo otwierały się
gospodarczo na Europę Wschodnią. W efekcie od 1971 r. RFN stała
się najważniejszym partnerem w handlu Polski z Zachodem.
Spowodowało to zmianę profilu zadań zlecanych agenturze BND.
Rozpoznanie militarne zeszło na drugi plan.
W latach 1970-1982 aż dwie trzecie
agentury miało za zadanie penetrację naszej gospodarki" -
czytamy w maszynopisie pt. "Zadania wywiadowcze zlecane
agenturze".
Po powstaniu "Solidarności",
agentom polecano (1981 r.) wywiedzieć się, jakie wpływy ma "S"
w wojsku i ile jednostek wojskowych mogłoby odmówić wykonania
rozkazu interwencji przeciw "S".
- Z rękopisu esbeka: "Osoby podatne na werbunek: zachłanne na pieniądze, o zaniżonym poczuciu własnej wartości, te, które doznały życiowych niepowodzeń".
* * *
W przypadku agenta o pseudonimie
"Barańczak" ta wielostronna kontrola przyniosła efekty
dopiero po 12 latach. "BND podejrzewała, że agent prowadzi
podwójną grę i po upewnieniu się zakończyła z nim współpracę"
- głosi raport.
Szukając przyczyn wpadki autor raportu
wylicza błędy SB. Pracownicy strategicznych przedsiębiorstw, w
dodatku mający rodzinę w Niemczech, rzadko dostawali zgodę na
wyjazd za granicę. A "Barańczak" wyjechał aż osiem
razy. SB potknęła się ułatwiając mu te wyjazdy: kilkakroć
interweniowała u kierownictwa przedsiębiorstwa, w którym pracował
"Barańczak", by wysłało go pod jakimś pretekstem na
Zachód. Przedsiębiorstwo huczało potem od plotek, że "Barańczak"
jest tajniakiem.
Pracownicy gubili się w domysłach, a
jakaś zawistna urzędniczka napisała nawet na "Barańczaka"
donos do SB: że skoro tak często wyjeżdża za granicę, to pewnie
jest amerykańskim szpiegiem. Nie reagując na ten donos SB postąpiła
niezgodnie ze swoimi zwyczajami i popełniła kolejny błąd.
http://www.niniwa2.cba.pl/prl_szpieg_na_szpiegu.htm
Fragmenty z Polski Zbrojnej:
„Alianci przeszmuglowali przez granice pewną liczbę zbrodniarzy wojennych, między innymi oficerów SS, których werbowano później do działań wywiadowczych wymierzonych w Związek Sowiecki i jego satelitów”, pisze Neal Bascomb w książce „Wytropić Eichmanna”.
Dodaje, że obie organizacje – CIA i BND – rekrutowały byłych agentów SS, gestapo i Abwehry, choć oficjalnie temu zaprzeczały.
[...]
Trzeba było „zrehabilitować” także niemiecką armię. Norbert Frei w książce „Polityka wobec przeszłości. Początki Republiki Federalnej i przeszłość nazistowska” przypomina głosy w obronie niemieckich wojskowych. Gdy w 1949 roku w Hamburgu przed Trybunałem Wojskowym rozpoczął się proces feldmarszałka Ericha von Mansteina, Winston Churchill demonstracyjnie ofiarował 25 funtów na jego obronę. Liczni oficerowie Wehrmachtu zajmowali wysokie stanowiska nie tylko w odradzającej się Bundeswehrze, ale także w Narodowej Armii Ludowej w NRD (niemal co drugi oficer wojskowego wywiadu był wyszkolony przez Abwehrę).
Niemiecki wywiad nie tylko krył dawnych funkcjonariuszy III Rzeszy przed wymiarem sprawiedliwości, lecz także współpracował ze zbrodniarzami.
Byli funkcjonariusze III Rzeszy okazują się także pożyteczni jako patroni szkół.
Krzysztof Mazur
Fragmenty z Polski Zbrojnej:
Kiedy w
1945 roku Reinhard
Gehlen, były
generał wywiadu hitlerowskiego, przekazał USA mikrofilmy z tajnymi
danymi z archiwów radzieckich, otrzymał od amerykańskich władz
okupacyjnych zadanie utworzenia wywiadu niemieckiego. Wraz z zaufaną
grupą oficerów Gehlen
organizował tak zwane szczurze linie
– trasy, którymi przerzucano do Ameryki Południowej i Środkowej
zaopatrzonych w fałszywe dokumenty zbrodniarzy III Rzeszy. Ponad
pięć tysięcy nazistów opuściło w ten sposób Europę i uniknęło
procesów sądowych. Z pomocą CIA Gehlen
zbudował organizację, którą w 1956
roku przejęła Niemiecka Republika Federalna jako Federalną Służbę
Wywiadowczą (BND). Nic więc dziwnego, że wśród jej członków
było wielu byłych oficerów SS i członków NSDAP, którzy brali
udział w zbrodniach wojennych.
[...]
„Alianci przeszmuglowali przez granice pewną liczbę zbrodniarzy wojennych, między innymi oficerów SS, których werbowano później do działań wywiadowczych wymierzonych w Związek Sowiecki i jego satelitów”, pisze Neal Bascomb w książce „Wytropić Eichmanna”.
Dodaje, że obie organizacje – CIA i BND – rekrutowały byłych agentów SS, gestapo i Abwehry, choć oficjalnie temu zaprzeczały.
[...]
Trzeba było „zrehabilitować” także niemiecką armię. Norbert Frei w książce „Polityka wobec przeszłości. Początki Republiki Federalnej i przeszłość nazistowska” przypomina głosy w obronie niemieckich wojskowych. Gdy w 1949 roku w Hamburgu przed Trybunałem Wojskowym rozpoczął się proces feldmarszałka Ericha von Mansteina, Winston Churchill demonstracyjnie ofiarował 25 funtów na jego obronę. Liczni oficerowie Wehrmachtu zajmowali wysokie stanowiska nie tylko w odradzającej się Bundeswehrze, ale także w Narodowej Armii Ludowej w NRD (niemal co drugi oficer wojskowego wywiadu był wyszkolony przez Abwehrę).
Funkcjonariuszem
NSDAP był co trzeci członek gabinetu kanclerza Konrada
Adenauera, co
czwarty poseł w Bundestagu oraz wielu pracowników służby cywilnej
i sądownictwa. Dyrektorem
kancelarii kanclerza Niemiec został zbrodniarz wojenny Hans
Globke, współautor
komentarza do ustaw norymberskich. W
roku 1951 niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych zatrudniało 59
urzędników państwowych, z czego aż 43 należało w przeszłości
do NSDAP, a ośmiu byłych nazistów zostało ambasadorami.
Norbert
Frei opisuje skandal,
jaki wybuchł w 1950 roku. Poseł do Bundestagu Wolfgang
Hedler, były członek
NSDAP, wygłosił przemówienie, w którym stwierdził, że Niemcy
ponoszą najmniejszą winę za wybuch wojny, bojownicy ruchu oporu to
zdrajcy ojczyzny, Niemcom zaś wcale nie działoby się lepiej, gdyby
mogły dziś korzystać z siły żydowskiego ducha i żydowskiego
potencjału gospodarczego. Hedler
stanął przed sądem, oskarżony o
znieważenie pamięci ruchu oporu i obrazę Żydów niemieckich.
Spośród trzech sędziów
dwóch należało do NSDAP, Hedler
został więc uniewinniony, a przed
gmachem sądu witały go wiwatujące tłumy. „Pora przestać węszyć
za nazistami”, apelował w 1951 roku Konrad
Adenauer.
Także
niemieckie społeczeństwo domagało się zakończenia rozliczeń i
powrotu do normalności.
POLITYCZNY
BALAST
Amerykanie
dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych zaczęli sprawdzać, kogo
wpuścili do kraju.
[...]
Obliczono, że około 10 tysięcy nazistów trafiło do USA, często za wiedzą władz. Teraz należało się ich pozbyć.
Obliczono, że około 10 tysięcy nazistów trafiło do USA, często za wiedzą władz. Teraz należało się ich pozbyć.
[...]
Niemiecki
wywiad BND otworzył natomiast archiwa dotyczące agentów, którzy
wcześniej pracowali dla reżimu Hitlera,
dopiero w 2010 roku. Ujawnione
dokumenty dotyczyły wewnętrznego dochodzenia, które w latach
sześćdziesiątych przeprowadził specjalny wydział wywiadu RFN,
nazwany Organisationseinheit 85. Opracowany wówczas raport zawierał
zarzut, że przez lata BND patrzyła przez palce na zbrodniczą
działalność wielu funkcjonariuszy. Przez czterdzieści pięć lat
dokument leżał zamknięty w szafie pancernej, zanim na jego
odtajnienie zdecydował się szef wywiadu Ernst
Uhrlau.
„Późniejsi
pracownicy BND, którzy w latach 1933–1945 pełnili rozmaite
funkcje – od zwykłego sekretarza policji w gestapo po Oberführera
SS – brali udział w zamordowaniu milionów europejskich Żydów,
masowych egzekucjach oraz prześladowaniach przeciwników Hitlera.
Po powierzchownej denazyfikacji oraz upiększeniu życiorysów
zostali oni ponownie wykorzystani w szpiegowskiej wojnie przeciw
Związkowi Sowieckiemu. Do ich zatrudnienia dochodziło przeważnie
za zgodą bądź milczącym przyzwoleniem amerykańskich tajnych
służb”, pisał dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Znaleźli się wśród nich byli funkcjonariusze Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy, gestapo, Służby Bezpieczeństwa i Tajnej
Żandarmerii Polowej. W 1960
roku co najmniej 200 z 2450 pracowników wywiadu RFN służyło
wcześniej w narodowosocjalistycznym aparacie terroru.
RZEŹNIK
AGENTEM
Jaki los
spotkał sprawców? Jednych zwolniono, większość otrzymała
odprawę. Unikano drogi sądowej. W aktach Centralnego Archiwum
pozostał ślad po 21 sprawach, prowadzonych przeciwko pracownikom
BND w związku ze zbrodniami. Większość z nich zakończyła się
podobnie jak w przypadku Ericha
Deppnera, gestapowca,
dowódcy plutonów egzekucyjnych. W kwietniu 1942 roku w Amersfoort
zabił 85 sowieckich jeńców wojennych. Sąd w Monachium uniewinnił
go w 1964 roku, uzasadnił taki wyrok stwierdzeniem, że Deppner
mógł kierować się przekonaniem, że
były to represje zgodne z ówczesnym prawem międzynarodowym.
Niemiecki wywiad nie tylko krył dawnych funkcjonariuszy III Rzeszy przed wymiarem sprawiedliwości, lecz także współpracował ze zbrodniarzami.
Pod opiekuńcze skrzydła BND trafił Adolf
Eichmann, logistyk
Holokaustu, który po wojnie uciekł do Argentyny.
Kolejnym odkryciem
historyków był Klaus
Barbie, esesman
zwany rzeźnikiem Lyonu.
Po wojnie stał się ważnym agentem w
kontrwywiadzie amerykańskich wojskowych służb informacyjnych i
pomagał tropić komunistów w okupowanych Niemczech.
W 1951 roku
dzięki funduszom z USA oraz wsparciu Watykanu wyjechał do Boliwii.
Według „Spiegla”, w 1966 roku BND zarejestrowało go jako agenta
43118, nadając mu kryptonim „Orzeł”. Przez wiele lat Barbie
pod nazwiskiem Klaus
Altmann żył
spokojnie w Boliwii, pisząc raporty dla BND.
Przez rok dostawał
nawet za to pieniądze. Przed sąd trafił dopiero w 1984 roku, gdy
nowe władze Boliwii przekazały go Francji. Skazany na dożywotne
więzienie, zmarł po czterech latach.
NEKROLOG
DLA NAZISTÓW
Oceniając
stosunek niemieckich polityków do brunatnej przeszłości, dziennik
„Sueddeutsche Zeitung” przypomniał postawę szefa dyplomacji
Willy’ego
Brandta,
późniejszego kanclerza RFN.
Wyraził on zgodę na odznaczenie
Krzyżem Zasługi pierwszego stopnia „zbrodniarza zza biurka”,
prokuratora w okupowanej przez Niemców Pradze Franza
Nüssleina,
skazanego w 1947 roku w Pradze w procesie o zbrodnie wojenne i
wydanego w 1955 roku Niemcom.
Nüsslein
pracował potem jako referent w MSZ. W
nekrologu opublikowanym w 2003 roku w gazetce ministerstwa nie
wspominano nic o jego nazistowskiej przeszłości. Wybuchł
skandal.
Ówczesny
szef resortu Joschka
Fischer zakazał
publikowania nekrologów byłych członków NSDAP i powołał komisję
historyków, która miała opracować raport na temat związków
niemieckiego MSZ z reżimem nazistowskim. Komisja sięgnęła do
archiwów i po czterech latach prac doszła do wniosku, że MSZ
było uwikłane w Holokaust na dużo większą skalę niż dotychczas
sądzono. W archiwach
odnaleziono dokumenty potwierdzające udział dyplomatów w
eksterminacji Żydów.
[...]
Naziści
na sztandarach
Byli funkcjonariusze III Rzeszy okazują się także pożyteczni jako patroni szkół.
[...]
Historyk
szacuje, że w całych Niemczech dawni działacze NSDAP patronują
kilkuset szkołom.
Na
podstawie:
http://www.polska-zbrojna.pl/index.php
option=com_content&view=article&id=12145:poyteczni-zbrodniarze&catid=88:polska-zbrojna&Itemid=135
Treść
artykułu z Onet.pl z dnia 5 kwietnia 2011:
Zbrodnicza
polityka Hitlera nie jest wystarczającym usprawiedliwieniem wypędzeń
Niemców w czasie II wojny światowej i po niej - oceniła szefowa
Związku Wypędzonych (BdV) Erika Steinbach.
W
Berlinie odbyło się we wtorek doroczne przyjęcie zorganizowane
przez BdV. Wbrew zapowiedziom na uroczystość nie przybyła
kanclerz Niemiec Angela Merkel - ze względu na badanie kolana,
operowanego w zeszłym tygodniu. Obecny był minister spraw
wewnętrznych Hans-Peter Friedrich.
Steinbach
powiedziała w przemówieniu, że "wzdłuż i wszerz" i
"przepraszającym tonem" mówi się w kontekście wypędzeń
o przyczynach i skutkach. - Tak. Bez narodowego socjalizmu nie
byłoby masowych wypędzeń Niemców.
Ale
sama hitlerowska polityka przemocy nie jest wystarczającym
uzasadnieniem - zastrzegła szefowa BdV.
-
W przeciwnym razie wypędzona musiałaby zostać także znacząca
niemiecka grupa narodowościowa w Belgii. Tam również były
masakry, porównywalne z tą w Lidicach (w Czechach). Przykładem
jest mała miejscowość Vinkt - mówiła Steinbach.
W
maju 1942 r. Niemcy rozstrzelali w czeskiej wiosce Lidice ponad 170
[słownie: sto siedemdziesiąt] Czechów. W Vinkt niedaleko
Gandawy z rąk niemieckich żołnierzy zginęło 86 cywilów
[słownie: osiemdziesiąt sześć]. "W każdej rodzinie były
ofiary. I Belgia została tak samo napadnięta przez Niemcy jak
Polska" - powiedziała szefowa BdV.
Dodała,
że do "ekscesów nazistów" dochodziło także we
Francji. - Dlaczego zatem mieszkańcy Kraju Saary nie zostali
wypędzeni przez Francję? Kraj Saary również znajdował się pod
administracją francuską po 1945 r., tak jak wschód
Rzeszy niemieckiej był
pod
polską i rosyjską administracją -
dodała Steinbach.
Jej
zdaniem, dobrze się stanie, jeśli planowane w Berlinie centrum
muzealno-dokumentacyjne na temat wysiedleń Niemców uwzględni
również kontekst historyczny sięgający do czasów przed wybuchem
II wojny światowej, a nawet nastaniem reżimu
narodowosocjalistycznego.
-
Jestem przekonana, że zgodne
z prawdą podejście do losów i faktów historii europejskiej
szybciej uzmysłowi
wszystkim, iż narody Europy żyją na wspólnym fundamencie oraz że
wiedza o tym, co łączy, ułatwi przezwyciężenie okropieństw z
przeszłości - oświadczyła szefowa BdV.
Niemiecki
minister spraw wewnętrznych podziękował BdV i Erice Steinbach za
pielęgnowanie pamięci o losach niemieckich wypędzonych. Jego
zdaniem, ludzie, którzy doświadczyli wypędzeń, są w stanie
zrozumieć obecne cierpienie mieszkańców Japonii czy Libii, którzy
w wyniku tragicznych wydarzeń utracili wszystko.
-
Utrata domu, bliskich, ojczyzny jest bolesna, niemal nieludzko
bolesna. Kto to przeżył, chce, by także przyszłe pokolenia
dowiedziały się czegoś na ten temat. To uzasadnione - powiedział
Friedrich.
Zaznaczył,
że mówienie o własnym cierpieniu nie oznacza relatywizacji
cierpień innych. - Byłoby jednak źle, gdybyśmy nie mogli mówić
o bezprawiu wypędzeń. Pełne zaakceptowanie historii jest ważne
dla pojednania - dodał niemiecki minister.
O
Ludwiku Erhardzie
Piotr
Setkowicz
„W
1928 powstał w Norymberdze Instytut Obserwacji Gospodarki Towarowej
i Erhard zaczął w nim pracować. W 1929 roku obronił pracę
doktorską, z czasem został wicedyrektorem Instytutu. W tym czasie
ugruntował się w przekonaniu, że trudności gospodarcze Niemiec
nie są spowodowane spiskiem żydowskim ani intrygami Francji i
Wielkiej Brytanii, ale zbyt dużą ingerencją państwa.
Władze
państwowe i partia hitlerowska miały na ten temat akurat przeciwne
zdanie. Zapewne z tego powodu praca habilitacyjna Erharda została
odrzucona. W roku 1942 za stwierdzenie, że Niemcy przegrają wojnę,
musiał odejść z Instytutu. Nastąpiło wtedy zdarzenie, które
zmieniło jego los, a które biografowie najczęściej
przemilczają.
Erhard został wezwany przez SS-brigadeführera Otto Ohlendorfa ? szefa Urzędu III RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy). Urząd kierowany przez niego nosił nazwę ?Dziedziny Życia w Niemczech?.
Erhard został wezwany przez SS-brigadeführera Otto Ohlendorfa ? szefa Urzędu III RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy). Urząd kierowany przez niego nosił nazwę ?Dziedziny Życia w Niemczech?.
Oprócz
wielu innych dziedzin nadzorował on także życie gospodarcze. Od
czerwca 1941 do w czerwca 1942 roku Ohlendorf dowodził dodatkowo
działającą na Ukrainie Einsatzgruppe D ? Grupą Operacyjną D.
Podlegający mu SS-mani zamordowali w tym czasie około 90 tysięcy
ludzi. Erharda nie miał jednak zamiaru zabijać, wręcz
przeciwnie.
Co do przyszłych losów wojny podzielał całkowicie jego pogląd.
Co do przyszłych losów wojny podzielał całkowicie jego pogląd.
Polecił
mu prowadzenie badań nad tym, w jaki sposób po klęsce Niemiec i w
warunkach okupacji najlepiej zabezpieczyć interesy niemieckiej
gospodarki, i zapewnił mu warunki do prowadzenia pracy. Przy jego
cichym poparciu Ludwig Erhard zorganizował Instytut Badawczy
Przemysłu, którego pracę finansowały największe niemieckie
koncerny, ponieważ ich szefów również interesował problem, jak
przetrwać po przegranej wojnie.
W
marcu 1944 roku Erhard opracował memoriał ?Finansowanie wojny i
konsolidacja długów?, w którym zajmował się problemem odbudowy
Niemiec po nieuchronnej, jak stwierdzał, klęsce. Przesłał go
między innymi Carlowi Goerdelerowi ? przywódcy spisku, który stał
za zamachem na Hitlera dokonanym 20 lipca 1944 roku. Gdyby zamach się
udał, Goerdeler zostałby nowym kanclerzem, ale Hitler przeżył i
rozpoczęło się wielkie polowanie na spiskowców. Zginęło kilka
tysięcy rzeczywistych i domniemanych konspiratorów, Erhardowi
jednak włos z głowy nie spadł. Trudno znaleźć inne wytłumaczenie
tego faktu niż opieka Otto Ohlendorfa.
Memoriał
ten sprawił, że po klęsce III Rzeszy Erhardem zainteresowali się
Amerykanie. Uznali go za ?dobrego Niemca? i tak zaczęła się jego
kariera polityczna. W latach 1946?47 był ministrem gospodarki w
rządzie Bawarii utworzonym przez socjaldemokratę Wilhelma Högenera.
Nie odniósł w tej roli sukcesu, ale zdobył doświadczenie.
W
1947 został szefem komisji ekspertów przygotowującej w tajemnicy
reformę walutową (w obiegu wciąż były marki z czasów Hitlera).
W marcu 1948 roku obradująca we Frankfurcie rada gospodarcza
(zalążek niemieckiego parlamentu) wybrała go na dyrektora Zarządu
Gospodarki Zjednoczonych Obszarów Gospodarczych. Wkrótce to
stanowisko miało się nazywać Minister Gospodarki Republiki
Federalnej Niemiec.
Dało
ono Erhardowi okazję do wcielenia w życie swojego programu i
potrafił z niej skorzystać. Nie było to jednak wcale łatwe.
Wszystkie liczące się niemieckie partie polityczne uważały za
konieczne wprowadzenie jakiejś formy socjalizmu. Program uważanej
za prawicową CDU uchwalony w roku 1947 głosił: Planowanie i
kierowanie gospodarką są przez długi czas konieczne w jak
najszerszym zakresie. Przewidywał upaństwowienie kopalni i hut.
Chadecy
w amerykańskiej strefie okupacyjnej twierdzili wręcz, że ich celem
jest zbudowanie demokratycznego socjalizmu. Trudno zrozumieć, jak to
się stało, że członkowie rady gospodarczej dali się Erhardowi
przekonać i zaaprobowali przygotowaną przez niego ustawę znoszącą
wszystkie przepisy o planowaniu gospodarczym i reglamentacji, czyli
idącą dokładnie pod prąd programów partii, które
reprezentowali.
Tak
się jednak stało, 18 czerwca 1948 roku 50 głosami ?za? przy 36
?przeciw? została ona uchwalona. Posiedzenie to, co warto
podkreślić, odbyło się w ścisłej tajemnicy. Władze okupacyjne
nic o nim nie wiedziały. Nie wiedziały też, jakie decyzje na nim
zapadły.
NAJWAŻNIEJSZY
DZIEŃ
W
dwa dni później przeprowadzono wymianę pieniędzy. Miejsce marki
Rzeszy (RM) zajęła marka niemiecka (DM). W tym dniu Ludwig Erhard
dał też wolność gospodarce. Zrobił to w sposób naprawdę
niezwykły. Wykorzystał w tym celu ślepe posłuszeństwo swych
rodaków wobec władzy. Była to niedziela, nie było w pracy nikogo,
kto mógłby mu przeszkodzić. Erhard wydał i rozesłał stosowne
rozporządzenia, po czym w przemówieniu radiowym powiadomił, że
unieważnił kartki żywnościowe, zniósł kontrolę cen itd.
Nie
miał prawa robić tego bez porozumienia z władzami okupacyjnymi,
ale gdyby poprosił je o zgodę, nigdy by jej nie dostał. Wszystkie
jego polecenia zostały skrupulatnie wykonane przez odpowiednie
urzędy. W roku 1906 świat obiegła wiadomość o wyczynie
berlińskiego szewca, Wilhelma Voigta, który przeszedł do historii
jako ?kapitan z Köpenick?.
Ubrał
się on w mundur kapitana. Podporządkował sobie przechodzący
oddział żołnierzy. Wkroczył na ich czele do ratusza berlińskiej
dzielnicy Köpenick. Kazał aresztować burmistrza i ?zarekwirował?
kasę miejską, po czym spokojnie się z nią oddalił. Wszystkie
jego rozkazy zostały wykonane i nikt nie zapytał go, jakim prawem
je wydaje. Kimże jest jednak Wilhelm Voigt w porównaniu z Ludwigiem
Erhardem?
W
poniedziałek rano Niemcy obudzili się w całkiem innym ustroju, a
on został wezwany przed oblicze generała Luciusa Claya, dowódcy
amerykańskich wojsk okupacyjnych. Podobno rozmowa zaczęła się od
pytania pewnego pułkownika: Jak pan śmiał rozluźnić nasz system
racjonowania w sytuacji tak wielkich niedoborów żywności! Erhard
odpowiedział: "Ależ
panie pułkowniku, ja nie rozluźniłem systemu racjonowania, ja go
całkowicie zniosłem!"
Odtąd
jedyną "kartką", jakiej będą potrzebowali ludzie,
będzie marka niemiecka i będą oni ciężko pracować, by ją
zdobyć. Poczekajmy, a przekonamy się. Wtedy odezwał się generał
Clay: Panie Erhard, moi doradcy mówią mi, że popełnia pan
straszliwy błąd. Erhard miał mu odpowiedzieć: Niech pan ich nie
słucha, generale, moi doradcy mówią mi to samo. Generał Clay
musiał się szybko zdecydować, czy chce wystawić się na
pośmiewisko, czy udawać, że wszystko stało się za jego wiedzą i
wolą. Wybrał to drugie.
Bardzo
szybko okazało się, że Erhard nie popełnił błędu. Niemcy
zaczęły się rozwijać w oszałamiającym tempie. Sklepy zapełniły
się towarami. Jego powodzenie oznaczało jednak kres marzenia wielu
polityków i zwykłych ludzi o socjalizmie. Walczyli o jego
spełnienie jak mogli. W listopadzie 1948 roku wybuchł strajk
generalny. Strajkujący domagali się odwołania reformy, ale Erhard
nie ustąpił.
Powiedział
kiedyś: ?Nie
liczba i wielkość nagłówków w prasie powstających za sprawą
danego polityka stanowią miernik prawidłowej polityki, lecz
wewnętrzna pewność, by w politycznych działaniach nie zwodzić
się tanimi sloganami i nie dać się zepchnąć z prawidłowej
drogi?. Przez
następne dwadzieścia lat w RFN nie było poważnych konfliktów
społecznych, a strajki stały się rzadkością, bo zarobki rosły
bardzo szybko.
W
1949 roku powstała Republika Federalna Niemiec. Pierwszym kanclerzem
został Konrad Adenauer, a Ludwig Erhard objął tekę ministra
gospodarki. Aby nie straszyć wyborców, koncepcję gospodarczą
realizowaną przez niego nazwano ?socjalną gospodarką rynkową?.
Pod tą nazwą wprowadzono w kraju socjalistów niemal zupełnie
wolny rynek. Nazwa była o tyle prawdziwa, że naprawdę daje on
większe szanse ubogim niż ustroje rzekomo dążące do
?sprawiedliwości społecznej?.
Niemcy
przegrali wojnę, ale wygrali pokój. Szybko stali się największą
potęgą gospodarczą w Europie, dystansując Wielką Brytanię i
Francję. Brakowało im rąk do pracy i ludzie z wielu krajów znów
jechali ?na roboty do Niemiec?, tym razem zupełnie dobrowolnie.
Marka niemiecka stała się jedną z najważniejszych walut świata.
Większość Niemców do dziś nie rozumie, że stało się tak, bo
przez kilkadziesiąt lat, sami o tym nie wiedząc, żyli w tym
?drapieżnym kapitalizmie?, którego tak się boją.
MIT
PLANU MARSHALLA
Warto
tu rozprawić się z następnym popularnym mitem. Często mówi się
u nas: ?Niemcy skorzystali na Planie Marshalla, a my nie byliśmy nim
objęci. Stąd ich bogactwo i nasza bieda.? Fakty temu przeczą.
Pomoc amerykańska nie przekroczyła nigdy 5% produktu krajowego
brutto Niemiec Zachodnich, nawet w latach 1948-49, kiedy wsparcie ze
strony ECA (Economic Cooperation Administration ? ministerstwo ds.
współpracy gospodarczej, powołane, by nadzorować program pomocy i
kierować nim) było największe.
W
tym samym czasie koszty alianckiej okupacji i reparacje wojenne
pochłaniały od 11 do 15% niemieckiego PKB. Zatem pieniądze płynęły
raczej z Niemiec do krajów zwycięskich, nie odwrotnie. Niemcy
podnieśli się z upadku sami.
Zawdzięczają
ten sukces swej własnej pracy, przedsiębiorczości, którą obudził
w nich Erhard, i swoim politykom, którzy mieli dość rozumu, by
nie przeszkadzać.
Jeśli
Polska stanie się kiedyś gospodarczą potęgą, nastąpi to w
podobny sposób. Bo innego nie ma. Bez
względu na to, co mówi Lech Wałęsa i jemu podobni.
Zamach,
który podzielił naród
„Listopad
to dla Polski niebezpieczna pora?”
pyta Wielki Książę Konstanty generała Dmitrija Dmitrijewicza
Kuruta w jednej ze scen „Nocy listopadowej”.
Od czasu powstania
listopadowego minęły jednakże niemal dwa wieki, także ponad sto
lat upłynęło od czasu kiedy Wyspiański kazał księciu
wypowiedzieć cytowaną kwestię dlatego wiemy, że nie tylko
listopad jest dla Polaków niebezpieczną porą. Grudzień kojarzy
nam się ze stanem wojennym, wrzesień z klęską wrześniową,
sierpień z rzezią powstania warszawskiego, styczeń z powstaniem
styczniowym, kwiecień z Katyniem/Smoleńskiem by wymienić tylko
najbardziej oczywiste skojarzenia.
Na tym tle
maj kojarzy się całkiem znośnie: Dnia Zwycięstwa wprawdzie już
się nie świętuje tak jak za pierwszej komuny ale za to o dzień
wcześniej oficjalnie obchodzi się rocznicę zakończenia wojny w
Europie, podobnie „ochrzczono” tzw. święto pracy 1 maja,
którego to dnia dodatkowo wspomina się akcesję naszego kraju do
UE, no i oczywiście 3-Maja, czyli stały punkt do chwalenia się
przed światem a właściwe samymi sobą „drugą konstytucją w
Europie”.
12 maja
br. minie dokładnie 85 lat od wydarzenia określanego mianem
przewrotu lub zamachu majowego. Tymczasem 12 maja br. minie
dokładnie 85 lat od wydarzenia określanego mianem przewrotu lub
zamachu majowego, który nie tylko wywarł zasadniczy wpływ na stan
II Rzeczpospolitej ale także ukształtował pewien rodzaj sporu
politycznego toczącego się w naszym kraju po dzień dzisiejszy.
Spór ten toczy się, pomimo że mało kto w Polsce zdaje sobie
sprawę na czym polega jego istota co tylko świadczy o tym, że
dzisiejsze elity odwołując się do historii tak naprawdę odwołują
się do swoich wyobrażeń o owej historii, które z faktami
niewiele a często praktycznie nic nie mają wspólnego.
Współczesny
kontekst wydarzeń majowych z 1926 r. jest bardzo konkretny, jeżeli
zechcemy zauważyć, że wtedy naprzeciw siebie stanęły do walki o
władzę w kraju dwie grupy ludzi mające odmienne poglądy na
sposób sprawowania tej władzy jak i tego czemu ta władza miałaby
służyć oraz -co również nie jest bez znaczenia dla sprawy-
odmienne poparcie dla swoich wizji politycznych w społeczeństwie.
Wybory
totalne
Nie
chciałbym zestawiać ówczesnych podziałów politycznych z
podziałam współczesnymi, gdyż takie mechaniczne porównywanie
nie miałoby większego sensu, natomiast nie trzeba nikogo
przekonywać, że od co najmniej kilku lat wierchuszka polityczna
naszego kraju najpierw pracowicie dążyła do dwubiegunowego
podziału politycznego by obecnie dwa największe obozy polityczne
wynikłe z tej tzw. polaryzacji mogły poddawać w wątpliwość
legitymację przeciwnika do sprawowania władzy lub bycia normalną
siłą polityczną.
Jeszcze
nie umilkły przecież na dobre głosy oburzenia na wystąpienia
Palikota poddającego w wątpliwość zdrowotne możliwości
sprawowania urzędu przez prezydenta Kaczyńskiego a tymczasem
okazuje się, że „Gazeta Polska” identyczne sugestie skierowała
niedawno pod adresem prezydenta Komorowskiego. Z jednej strony
słyszymy o próbach delegalizowania PiS-u, narodzinach nazizmu i
podpalaniu Polski, z drugiej zaś o wybraniu prezydenta przez
nieporozumienie oraz balansowaniu ekipy rządzącej na granicy
sabotażu a nawet „wielokrotnym przekraczaniu tej granicy”.
Po
odrzuceniu sprawozdania finansowego z kampanii wyborczej
Kaczyńskiego i Napieralskiego skarbnik PiS oświadczył nawet:
„Jestem przekonany, że to uderzenie dotyczy przede wszystkim
dużych partii - Prawa i Sprawiedliwości, Sojuszu Lewicy
Demokratycznej - tej opozycji, która zaczyna być opozycją".
Jednocześnie ta sama opozycja, która „zaczyna być opozycją”
nie chce pamiętać, że również w sierpniu 2007 r. PKW odrzuciła
sprawozdania wyborcze PiS i SLD co groziło utratą przez te partie
subwencji i kto wie czy nie było zasadniczym powodem
przyśpieszonych wyborów na jesieni owego pamiętnego roku
(pamiętajmy, że jeśli są problemy zasadnicze i poboczne to
często owe poboczne okazują się zasadniczymi).
Nie
chciałbym przez to sugerować, że czeka nas jakiś gwałtowny
zamach stanu, gdyż w mediokracjach takie sprawy często załatwia
się w bardziej wysublimowany sposób, natomiast można spodziewać
się, że najbliższe wybory przechylając szalę zwycięstwa na
którąś ze stron jednocześnie mogą oznaczać koniec lub poważne
zachwianie bytu politycznego dla strony przegranej. Dlatego oba
największe ugrupowania pretendujące do władzy zaczynają
prowadzić coś w rodzaju walki na wyniszczenie, nikt już jak w
2005 r. nie wspomina o POPiS-ie, nikt już nie myśli o rugowaniu z
parlamentu „przystawek”, jest tylko my albo oni.
Mity
majowe
Obecna
sytuacja różni się jednak zasadniczo od tej jaka miała miejsce w
maju 1926 r. i to właśnie owa różnica najlepiej pokazuje problem
polityczny z jakim mamy do czynienia. Dzisiaj zdecydowana większość
społeczeństwa jeżeli zadaje sobie jakikolwiek trud myślenia o
sprawach politycznych sytuację kraju w okresie międzywojennym,
kwestię zamachu majowego i jego skutków postrzega w sposób, który
podają do wierzenia tubylczy intelektualiści.
Ogólnie
więc przyjmuje się, że do 1926 r. w Polsce panowała anarchia i
bałagan, która mogła skończyć się nawet utratą zaledwie
zdobytej niepodległości, dlatego wielki mąż stanu, rodzimy
Cyncynat: Józef Piłsudski przyszedł na czele wiernych sobie oraz
zatroskanych o losy kraju legionistów i zrobił porządek.
Naczelnik chciał jak najlepiej ale oczywiście różni źli ludzie
także z jego otoczenia coraz bardziej deformowali jego idee by po
śmierci Marszałka (Piłsudski zmarł dokładnie w dziewiątą
rocznicę zamachu majowego) całkowicie porzucić jego testament
polityczny przez co po 1935 r. zapanowały w Polsce rządy takiej
narodowej sanacji, która wyrzuciła poza politykę Walerego Sławka,
pozwalała na ekscesy antyżydowskie, chciała zakazać uboju
rytualnego, delegalizowała masonerię i stworzyła protoplastę
Frontu Jedności Narodu vel PRON-u czyli OZON.
Nawet
jeżeli ktoś pozwala sobie na jakieś odstępstwo od takiego
schematu myślenia w tej czy innej sprawie, to naszkicowany powyżej
(w dużym uproszczeniu) kierunek myślenia jest w Polsce dominujący
i rzutuje nie tylko na sposób narracji historycznej ale przede
wszystkim na sposób prowadzenia współczesnej polityki. W końcu
nie bez powodu Józef Szujski zauważał, że
fałszywa
historia jest mistrzynią fałszywej polityki.
Przed
majem
Tymczasem
Józef Piłsudski jest najbardziej -delikatnie ujmując-
przereklamowaną rodzimą postacią historyczną.
Mając ogromne
uprawnienia jako Naczelnik Państwa zarządził wybory demokratyczne
do sejmu, które popierane przez niego ugrupowania sromotnie
przegrały.
Wybory w 1919 r. i te najbardziej znaczące z
listopada 1922 r. w sposób zdecydowany wygrały te ugrupowania,
które w latach poprzedzających odzyskanie niepodległości miały
największy wpływ na kształtowanie się świadomości narodu
polskiego tj. endecja i partie ludowe.
Sami
endecy i prawicowa część ludowców tj. PSL „Piast” zdobyły
wtedy 239 mandatów tj. ponad 53 proc. miejsc w parlamencie. Jest to
ważne przypomnienie, gdyż obecnie różni domorośli
historiozofowie próbują wmawiać ludziom, że podpisując pokój
ryski wbrew prometejskim planom Piłsudskiego, endecja zdradziła
polski interes i rację stanu, co miało wzbudzić w narodzie
niechęć do tych stronnictw politycznych. Jak widać przed zamachem
majowym większość rządową miała prawica narodowa i ludowa,
która bardziej lub mniej udolnie próbowała ten fakt
wykorzystywać.
Jednocześnie
cały czas próbowano porozumieć się z Piłsudskim ofiarowując mu
- co jest faktem niepodważalnym - stanowisko prezydenta kraju i
najwyższe stanowiska w armii. Piłsudski miał jednakże dużo
większe apetyty a nie mając realnych legalnych środków działania
w celu osiągnięcia swoich zamierzeń prowadził wojnę podjazdową
z parlamentem i nielubianymi rządami wykorzystując do tego celu
nie tylko interpretacyjne niejasności przepisów prawa, protesty i
strajki organizowane przez ugrupowania socjalistyczne ale nawet
siłowe prowokacje wiernych sobie członków organizacji
paramilitarnych (vide słynne „wypadki krakowskie”).
Jedyny
motyw - władza
Życie
polityczne i gospodarcze kraju przed 1926 r. nie było sielanką,
popełniano wiele błędów, zdarzały się afery i prywata po
różnych stronach politycznej barykady ale 12 maja 1926 r. było
znacznie mniej obiektywnych powodów do przewrotu niż w latach
poprzednich.
Był
natomiast jeden powód zasadniczy: oto powstał tzw. trzeci rząd
Witosa a zarazem drugi rząd tego premiera ufundowany na
większościowej koalicji partii narodowych i PSL-u „Piast”.
Rząd ten mając doświadczenia swojej porażki z 1923 r. wykazywał
większą determinację aby tym razem nie dopuścić do powtórzenia
tamtej sytuacji a zarazem miał silną determinację aby zlikwidować
nieformalne źródło dwuwładzy znajdujące się w Sulejówku.
Rząd
ten chciał też silnej władzy i zlikwidowania politycznej
anarchii, koalicja ta zamierzała zmiany konstytucji i nadanie
większych uprawnień dla prezydenta (czyli de facto zmierzała do
tego samego z czego Piłsudski uczynił leitmotiv swojego przewrotu)
i co najważniejsze miała do tego legitymację sejmu i prezydenta
czyli legalnych organów władzy.
Piłsudski
wystąpił nie tylko przeciw legalnej władzy państwowej ale
dodatkowo zmusił część armii do sprzeniewierzenia się
przysiędze wojskowej, a po przewrocie najbardziej zauważalnym
motywem sanacji były rugi w wojsku, administracji i dążenie do
monokultury politycznej (nie pomogły pieniądze od Czechowicza, to
użyto siły -vide wybory brzeskie- by w końcu za pomocą ordynacji
wyborczej doprowadzić do faktycznej jednopartyjności BBWR a
następnie OZON).
Organizatorom
zamachu majowego nie chodziło o ratowanie kraju z opresji
międzynarodowej (więcej- zamach tylko osłabił kraj i wystawił
na takie ewentualne zagrożenia, jednakże wbrew kolportowanej
legendzie ani Sowiety ani tym bardziej Niemcy nie były jeszcze
wtedy gotowe na wywracanie porządku wersalskiego) ani wewnętrznej
(to właśnie w 1926 r. zaczęto odczuwać pozytywne skutki
wcześniejszych reform pieniężnych i fiskalnych).
Prawdziwym
motywem była jedynie chęć zdobycia władzy według przekonania,
że jeżeli nie teraz to pewnie już nigdy. Obawiano się - i pewnie
słusznie - że drugi rząd Chjenopiasta stopniowo zlikwiduje
piłsudczykowską konspirację w wojsku i administracji a dalsze
pozostawanie Piłsudskiego na emigracji wewnętrznej sprowadzi
legionistów na margines życia politycznego.
[walczył
niczym JKM....]
Co więcej
wypadki majowe świadczyły, że to nie tyle -jak zwykle
niedecyzyjny w sytuacjach stresowych- Piłsudski ale osoby stojące
w jego otoczeniu miały największą determinację w skutecznym
przeprowadzeniu przewrotu (decyzję o rozpoczęciu zbrojnej
konfrontacji podjął de facto generał Orlicz-Dreszer). Powstaje
jednakże pytanie dlaczego mimo wszystko ruch polityczny nie mający
za sobą także większości w wojsku skutecznie obalił legalnie
obrane organy władzy.
Oczywiście
na atmosferę tamtych dni od lat pracowały ówczesne media,
kabarety i teatrzyki, niebagatelne znaczenie miało oparcie się na
działaniach aktywistów i bojówek partii socjalistycznych,
sabotujących działania sił rządowych ale wymieniając szereg
sprawdzalnych faktów nie można pominąć jeszcze jednego czynnika,
którego istnienie da się wywieść jedynie pośrednio. Po stronie
rządowej -pomijajac jednostkowe przypadki- brak było silnego
przekonania do swoich racji i silnej determinacji do obalenia
przewrotu, której przyczyna tkwiła prawdopodobnie w fałszywej
kalkulacji co do możliwych skutków tego wydarzenia.
Jednym
z przykładów takiego fałszywego kalkulowania było przekonanie,
że nawet jak Piłsudski wygra to będzie musiał wreszcie wziąć
odpowiedzialność za rządzenie a to prędzej czy później
spowoduje jego kompromitację i zapewne definitywne już odejście z
polityki.
[vide
Tusk...]
Być może
wtedy nie wiedziano jeszcze, że prowizorki są najtrwalsze,
natomiast faktem jest, że po 1926 r. zatriumfowała ulubiona
strategia Marszałka zwana przez niego strategią bieżącej
sytuacji.
Początki
bastardyzacji?
W
postrzeganiu okresu międzywojennego lata 1918-1926 są postrzegane
jako okres wojen, anarchii i postępującego upadku, lata 1926-1935
jako okres ratunku dla Rzeczpospolitej zaś ostatni okres od 1935 do
wybuchu wojny jako czas zmarnowany z winy nieudolnych następców
Marszałka.
Tymczasem
w rzeczywistości najbardziej jałowym i straconym okresem był
właśnie czas od zamachu majowego do śmierci Piłsudskiego, nie
tylko przez wzgląd na trudności ekonomiczne ale przede wszystkim
ze względu na kryzys instytucji państwa w tym armii.
To właśnie
w tych latach najskuteczniej uczono dwójmyślenia, kiedy pod
hasłami sanacji dokonywano czystek w wojsku i urzędach,
organizowano grupy nieznanych sprawców, próbując zamiennie
sakiewką i siłą wpływać nawet na postawy duchowieństwa.
Czy współcześni Polacy mają jednak owa odrobinę ciekawości
prawdy, która każe zastanawiać się jak naprawdę było.
Aby
pokazać owo postępujące sparszywienie warto przypomnieć, że
pierwszym Namiestnikiem Królestwa Kongresowego, które współcześni
skłonni są uważać, za państwo całkowicie marionetkowe nie był
żaden carski zausznik czy krewny ale generał Zajączek, który
wcześniej walczył (kilka razy ranny, w bitwie pod Berezyną
stracił nogę) u boku Napoleona przeciw carowi. Zresztą wielu
dawnych oficerów napoleońskich, zasłużonych także w walkach z
Rosją znalazło sobie miejsce w armii Królestwa Polskiego i nikt
ich nie szykanował za wcześniejsze sojusze.
Warto
aby pamiętali o tym także ci, którzy nie chcą dostrzec, że po
Bitwie Narodów i po Waterloo było w odtworzonym wojsku polskim
miejsce dla generałów napoleońskich, po I wojnie światowej było
w odrodzonym wojsku polskim miejsce dla oficerów i żołnierzy ze
wszystkich armii zaborczych walczących wcześniej naprzeciwko
siebie a po maju 1926 r. nie było w polskiej armii miejsca nawet
dla takich postaci jak obrońca Warszawy z 1920 r. - generał
Rozwadowski.
Jeżeli
szukać okresu w najnowszej historii naszego kraju kiedy
bastardyzację społeczeństwa zaczęto na skalę powszechną
uskuteczniać za pomocą środków państwowych to tzw. okres
pomajowy wydaje się dobrze odpowiadać takiej sytuacji.
Powstaje
wobec tego zasadnicze pytanie dlaczego gro współczesnych
przedstawicieli krajowych elit odwołuje się właśnie do tego
okresu jako swego rodzaju wzoru do naśladowania.
Czyż nie
ma na to wpływu fałszowanie naszej historii odpowiadające bardzo
także dzisiejszym postępowcom nawet tym deklarującym się jako
prawicowcy. To przecież nie kto inny ale sam Szewach Weiss, kolejny
ulubieniec naszego patriotycznego salonu napisał kilka dni temu na
łamach „Rz” następującą ocenę tego okresu:
„Co
by się stało, gdyby w Polsce nie rządził Piłsudski, który
bronił Żydów przed endecją i antysemitami? I który uważał, że
mniejszości należą do narodu polskiego, a Żydzi byli ważną
mniejszością?”
Nieprzypadkowo
przecież także prezes Kaczyński wołając niedawno o konieczności
odbudowania polskich elit stwierdził, że owe odbudowywane elity
powinny nawiązywać do „etosu przedwojennej inteligencji”.
Powstaje tylko pytanie na czym konkretnie ów etos polegał, kto ten
etos przed wojną reprezentował, na jakim światopoglądzie ten
etos był zbudowany, które to pytanie są o tyle zasadne, że wiemy
które postacie i jakie kierunki polityczne z tego okresu Kaczyński
ceni sobie najbardziej (te światopoglądowe odwołania jeszcze
wyraźniej demonstrował śp. Lech Kaczyński).
Dołęga-Mostowicz,
dzięki któremu także nieco lepiej znamy ów przedwojenny
intelektualny etos w jednej ze swoich powieści pt. „Czeki bez
pokrycia” (tak, już wtedy wiedziano na czym polega istota
światowego systemu finansowego) włożył w usta Kachanowa taką
oto kwestię: „parlamentaryzm czy dyktatura wszędzie muszą w
końcu schlebiać interesom mas u siebie – po prostu, by utrzymać
się u władzy”.
Dlatego w
nawiązaniu do wcześniejszych refleksji majowych i nawiązujących
do nich pośrednio rozważań o etosie przyszłej elity jedynym
etosem, na którym można trwale budować porządek prywatny i
państwowy jest etos prawdy a o prawdzie w tym całym tumulcie jakby
wspominało się najrzadziej. Jak jednakże można mówić o
prawdzie skoro cały czas za wzór stawiane są sytuacje i postaci,
które z prawdą mają tyle wspólnego co „bajki o Leninie”
Michała Zoszczenki.
Krzysztof Mazur
P.S.
I jeszcze zagadka bez nagrody. Kto powiedział: „...nie ma nic
groźniejszego, zwłaszcza w wydaniu wszelakiego ekstremizmu, niż
mit założycielski i mit śmierci męczeńskiej, a tak pewnie
będzie to przedstawiane...”. Nie, nie to nie żaden rusofil
komentujący kolejne sensacje „Gazety Polskiej” czy ostatnie
dziełko Leszka Szymowskiego ale poseł Brudziński komentujący...
no właśnie - sprawę zabicia przez Amerykanów podobno najbardziej
poszukiwanego terrorysty naszych czasów. Jaki ten Kali był mądry.
Źródła: min.
„Organizacja
wywiadowcza R. Gehlena” - Roman Kilarski, Wyd. MON 1978
„Faszyzm
i okupacje” - Czesław Madajczyk, Wyd. Poznańskie 1984
„Druha
historia nazizmu w federalnych Niemczech po 1945 roku.” - Alfred
Wahl
„Zbrodnie
Wehrmachtu w Polsce” - Jochen Bőhler
„Odkrywca”
czasopismo 2011
„Sudety”
czasopismo
internet
wikipedia
Forum
Gazeta Prawna
Onet.pl
Wp.pl
http://jkm.drunkensailor.org/
http://www.polska-zbrojna.pl/index.php option=com_content&view=article&id=12145:poyteczni-zbrodniarze&catid=88:polska-zbrojna&Itemid=135
www.konfederata.bloog.pl
http://forum.gazeta.pl/forum/w,902,40731229,,_Kosa_na_Samoobrone.html?v=2&wv.x=1&s=1
i wiele innych
A co z polityką przemilczania? Media i Rząd może robić wszystko aby Polacy nie słyszeli o alternatywach dla Rządów i tym sposobem ośmieszają polityków.
OdpowiedzUsuńW latach 90 Korwin był ośmieszany. Sam uważałem go za medialnego klauna, który mowi śmieszne rzeczy, ale kwestia się zmieniła gdy mogłem usłyszeć PEŁNE wypowiedzi, a nie tylko wycinki.
Teraz w mediach o Korwinie jest zbyt dużo, ale ośmieszają go przez natłok fałszywych informacji.
Tylko pojawia się kwestia tych którzy go otaczają, że to oni są agenturą V Kolumny.
Pierwszą konstytucją w Europie, a drugą na świecie ;).
OdpowiedzUsuń