Zwracam uwagę, że metody opisane przeze mnie na stronach werwolf.com.pl były stosowane na Słowianach - i są nadal - od ponad 1400 lat.
Doprowadziły one do upadku IRP, do zaborów - i do naszej dzisiejszej sytuacji.
Doprowadziły one do upadku IRP, do zaborów - i do naszej dzisiejszej sytuacji.
Oparto go na następujących zasadach
(głównie pkt. 5):
1. Dyskredytujcie wszystko, co dobre
w kraju przeciwnika. [czarny pijar]
5. Dezorganizujcie wszelkimi sposobami
działalność rządu (administracji) przeciwnika.
6. Zasiewajcie waśnie i niezgodę między obywatelami wrogiego kraju.
8. Ośmieszajcie tradycje waszych
przeciwników.
9. Wszelkimi siłami wprowadzajcie zamieszanie w każdym aspekcie państwa wroga
10. Osłabiajcie i niszczcie wolę nieprzyjaciela za pomocą mediów
11. Podeślijcie im medialnych pasożytów, celebrytów, żeby dokończyły dzieła zniszczenia
Uogólniając – gestapowcy dbają
o to, aby różne rzeczy były źle wykonane, źle funkcjonowały.
Mały sabotaż jest to rzecz
niezmiernie trudna do udowodnienia. Można dość łatwo określić
co to jest – jeśli ktoś wie, na co zwracać uwagę, ale nie
sposób udowodnić złej woli sabotującego.
Pozostają wywody logiczne – które
nie są chyba jednak dowodem w sądzie, niestety... Na tym polega
siła tej metody – jest niepozorna, ale stosowana permanentnie,
powszechnie i przez dziesiątki lat sieje spustoszenie niczym
bomba atomowa.
Głównie spotykamy się z nią w
odniesieniu do propagandy medialnej, rzadziej znamy (rozpoznajemy) z
pierwszej ręki....
Jeśli mamy do czynienia z przebiegłym
pracownikiem gestapo, to tylko niebezpodstawne podejrzenie lub
konkretna wiedza o tym, że jest on gestapowcem może sprawić, że
będziemy zwracać uwagę na jego zachowanie i posunięcia. Aż do
zaobserwowania całego procesu małego sabotażu.
Sabotażu, polegającego na
wprowadzaniu szkodliwych rozwiązań systemowych nie nazywam małym
sabotażem – to PO prostu SABOTAŻ...
>>Dygresja:
Swego czasu opisywałem sprawę
dotyczącą obrzucenia czarnoskórego piłkarza skórkami od bananów
na jednym z meczów w Polsce.
Schwytano jakieś osoby/bę i wytoczono
sprawę sądową. Fragmenty pokazywała telewizja. Na własne uszy
słyszałem słowa sędziny, które brzmiały mniej więcej tak:
„Oczywistym jest, że na teren stadionu celowo wniesiono
ponadnormatywną ilość owoców, aby dokonać czynu rasistowskiego i
obrzucać nimi wiadomego piłkarza...Było to zaplanowane.”
Czyli jednak wywód logiczny może być
decydujący....Chociaż nigdy nie słyszałem sędziego, który by
powiedział: „Oczywistym jest, że polską gospodarkę zniszczono
celowo – była to zaplanowana kradzież” <<
Trzeba pamiętać, że ci dywersanci
boją się zdemaskowania i tego, że poniosą odpowiedzialność za
swoje czyny. Wielokrotnie miałem okazję przekonać się, że lęk
przyprawia ich o trzęsące się ręce, głos i załzawione oczy.
Mam jednak wątpliwości, czy tych
ludzi można ukarać śmiercią za zdradę.
Są przecież niePolakami - to nie
dopuszczają się zdrady – nawet jeśli mówią po polsku, mają
polskie dowody i rodowód.
Ale za dywersję na szkodę
Rzeczypospolitej Polskiej – kara śmierci należy się jak
najbardziej.
Pierwszy raz zauważyłem tę metodę,
kiedy Kowalski porysował mi płytę audio, którą miałem w
odtwarzaczu w samochodzie. Zostawiłem go samego w aucie i poszedłem
na chwilę do domu po jakieś rzeczy. Dopiero kilka dni później
stwierdziłem, że płyta jest pod koniec porysowana – specjalnie,
bo widać było to po rysie.
Bardzo mnie to zdziwiło... takie coś?
Po co? To przecież bez sensu. Porysowana płyta? To ma być
dywersja?
Nawet niedawno rozmawiałem o tym z
kimś od nich, jak sądzę ze średniej półki, bo min. zrobił dla
mnie pewne przedstawienie – pokaz siły – i on jakby to
potwierdził.
Sam odpowiedział sobie na własne
pytanie dlaczego Kowalski porysował płytę – bo chciał mnie
zirytować.
A właśnie o to chodzi.
O to, by drobna rzecz wyprowadziła nas
z równowagi – by nawet drobne rzeczy były przeciwko nam.
Kiedy te drobne rzeczy przytrafiają
się nam: w szkole, w urzędzie, we firmie, w sklepie, na ulicy, u
znajomych, u lekarza, u mechanika, szewca, w knajpie, restauracji, w
internecie, w telewizji, radio, prasie – to może powstać
wrażenie, że wszystko jest przeciwko nam.
Albo, że nic Polacy nie umieją dobrze
zrobić, a jeszcze są zawistni i specjalnie nam się psocą.
Nie ma wspólnoty pomiędzy nami, nie
ma zaufania.
Ot, ktoś zaprojektował w publicznej
toalecie kafle w ostrym pomarańczowym kolorze – wszystkie, od
ścian po podłogę. Każdy, kto wchodzi do takiej łazienki od razu
wyraża się niewybrednie: co za idiota to wymyślił...
I tak, przez następne 10- 15 lat za
każdym razem jak ktoś wejdzie do tej łazienki będzie:
- źle się czuł i
- psioczył na „głupich” Polaków.
Prawda, że sprytne?
I jakie proste, ”wystarczy”
być decydentem. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu może
zdziałać „cuda”.
Macie za dobre drogi? To je wam
zwężymy... Będzie bezpieczniej!
Co z tego, że zakorkuje się całe
miasto! Trzeba poprawiać?
No dobra, ale zauważ: ile wyrzuciliśmy
waszej ciężko zarobionej kasy w błoto!!!
Chcecie z powrotem wasze dwory i
majątki? Figa z makiem!!
Chcecie laptopy? Ogłupimy wasze
dzieciaki!! I ile waszych pieniędzy zmarnujemy!!!!
Co z tego, że wolicie lekarstwa –
będą Orliki, to lekarstwa nie będą potrzebne!!
A może by tak elektroniczne myto? 4
MILIARDY złotych.
My to umiemy marnować wasze ciężko
zarobione pieniądze – wasz czas i wysiłek poszedł na marne.
Mogliście mieć ładnie wyposażony szpital, albo 200 km odnowionej
drogi . Ale nic z tego, póki my tu rządzimy!!!
Tak to właśnie wygląda.
Poprzez drobne sprawy – po bardzo
duże i istotne.
To może bardzo dziwne, ale na to jest
położony największy nacisk - na wywoływanie w Polakach stanu
permanentnego niezadowolenia - szczególnie w drobnych sprawach.
Najmniejszych.
Z tych drobnych spraw składa się
przecież nasze życie.
Z jednej strony stanowi to alibi i
zasłonę dymną dla działań Werwolfu.
Z drugiej:
chodzi o to, aby każdy obywatel, każdy
Polak mógł „samodzielnie” dojść do wniosku, że wszyscy
Polacy to głupki. Nawet w najmniejszych sprawach...
A potem to się powiela...
Cały proces „dochodzenia”
przeciętnego obywatel do „prawdy” o Polakach jest starannie
zaaranżowany. Przez wielu funkcjonariuszy ABWERY, wtopionych w
tłum...
Nękanie niewygodnego pojedynczego
obywatela również polega na ww. metodzie.
Epatowanie buractwem, prymitywizmem,
podkreślanie błędów i głupoty Polaków – nie sposób zarzucić
tym ludziom złej woli – zawsze mogą powiedzieć: ja tylko opisuję
rzeczywistość, ja po prostu jestem genetycznie uwarunkowany do
głupoty – „jak każdy” Polak.
Dywersja, której nie sposób
udowodnić, która wpływa na całokształt naszego życia,
samopoczucia.
Wszechogarniająca, atakująca z prawie
każdego medium – gazety, radia, tv.
Poniżej przykład uporczywej
antypolskiej propagandy.
Forum Gazety Prawnej – luźne rozmowy
o niczym: Kiedy wybuchnie III Wojna Światowa – w tym wypadku
kreowanie nowego wieszcza narodowego – niejakiego Arteuzy.
Zastanawia, w jakim celu tworzy się taki wątek, który prowadzi i
osłania kilkunastu pracowników SS. Chodzi o „przepowiednie”? O
pobudzenie myślą wielu ludzi odpowiednich „przepowiedni”? Jak
serie katastrof kolejowych, lotniczych?
Proszę zauważyć:
- metoda stosowana jest uporczywie – celem jest osiągnięcie momentu, w którym osoba broniąca Polski da za wygraną i odda pola agencikowi („ z głupim gadać”, „nie chce mi się już”, „znowu to samo – już to przerabiałem”..itd)
- w każdym następnym zdaniu dodaje się nowe inne antypolonizmy, tak aby negatywny przekaz nie został zakłócony przez obrońcę Polski (podtrzymywane permanentne kłamstwo)
- brakuje merytorycznych argumentów – stosowane są metody manipulacji – w tym wypadku prawie wyłącznie metody erystyczne (patrz – erystyka)
- w pewnym momencie inny pracownik SS zaczyna wspomagać swego kolegę oskarżając obrońcę Polski o agenturalność – jest to klasyczne odwrócenie uwagi - „najciemniej pod lampą”
- pojawiają się głosy nawołujące do zgody, stwierdzenia „obaj walczycie o to samo” mające zneutralizować podejrzenia wobec SS – chodzi tu głównie o nowych Czytelników forum, którzy z reguły nie cofają się na forum dalej niż kilka stron – nie wiedzą dokładnie o co chodzi
Dotyczy głównie stron: od 653 do 667
Podam teraz przykład na coś, co można
podciągnąć pod „mały sabotaż”, ale nie sposób go udowodnić.
To świetny przykład.
Czasopismo Odkrywca … ( Odkrywca??)
z Wrocławia – kiedyś kupowałem, zarzuciłem ze względu na
często ordynarny język, epatowaniem „uwielbienia” dla
poniemieckich reliktów. Stwierdziłem, że właściwie to pismo
nie jest ani o Polsce, ani pisane przez Polaków!
Numer czerwcowy z tego roku (2011) i
poglądy/opinie niejakiego Wojciecha Stojaka (Wojtka Stojaka): „Czy
rzeczywiście nie ma wyjścia?”
Garść cytatów:
„i statystyka jest po kiju”,
„...ale statystyka już poszła i nagroda dawno przepita”
„Kasa, kochany, kasa!”, „ścigającym go ambicja, buta
i zarozumiałość dyktowały: ...oskarżyć, zamknąć, udupić,
zniszczyć”. (to są domysły W.S.)
To nie pierwszy tekst tego Pana, gdzie
czytam coś o spożywaniu napojów alkoholowych.
I na koniec: „ Chcecie to
protestujcie, polemizujcie, solidaryzujcie. Kopcie się z koniem. Ja
więcej na ten temat nie piszę. Przed chwilą miałem telefon od
Czytelnika. Na słupie stulecia przed wrocławską TV, gdzie kiedyś
przekuto Breslau na Wrocław, powrócono do historycznego napisu
Breslau. I dobrze!”
Ale co dobrze?
Czy autor ma dosyć „polskiej”
rzeczywistości i tęskni za „niemieckim porządkiem”? Na to
wygląda. Tak odbieram ten tekst, niestety....
Inny „samobój”:
na
stronie 12 : autorzy cytują „anonimowego” żołnierza polskiego:
„w praktyce, żeby >>zabić czas<<, po prostu
trochę popijaliśmy.”
„Miałem w grupie kolegę, który był
krótkofalowcem. Wykorzystywał znajdujący się w schronie sprzęt.
Przestrzegałem go, żeby nie grzebał przy nadajnikach w prywatnych
celach, machał na to ręką i chwalił zasięg. Nigdy nikt z
przełożonych go nie przyłapał.”
Jaki wniosek? Polski żołnierz na
wszystko sobie bimba, używając języka Wojciecha (Wojtka) Stojaka.
Abstrahując
od tego, czy anonimowy żołnierz to nie postać
wyssana z brudnego palca
- po co takie coś
pisać?
Przecież to źle świadczy o polskim
wojsku – to tylko kilka zdań – p o c o t o pisać????
Nic innego ciekawego „anonim” nie
miał do powiedzenia?
A teraz perełka numeru.
Strona
7: „Na miejscu widać było częściowo odsłonięty sprzęt
niemieckich pancerniaków i ślady po wyrabowanych kołach.”
Czyli banda zdegenerowanych
zbrodniarzy (no bo skąd wiadomo, że nie??) to po prostu niemieccy
pancerniacy, a polscy zbieracze złomu przyciśnięci do ziemi
nieludzkimi podatkami – to rabusie.
I kto takie coś pisze?
Polak
o sobie samym by to napisał?!! Co innego, gdyby napisał to Niemiec
– o, wtedy to pasuje jak ulał.
Jeden z artykułów jest miłą odmianą
– to „Niemy krzyk ofiar...” autorstwa dr. Piotra A.
Nowakowskiego. Jest po prostu rzeczowy, konkretny i nie zawiera
żadnych sformułowań typu: polskie złe, niemieckie dobre.
Ciekawy jest komentarz Redaktora
Naczelnego do tego artykułu:
„ Pragnę zwrócić Waszą uwagę na
język artykułu – to nie zazwyczaj obecna na naszych łamach
publicystyka historyczna, ale raczej naukowa analiza
ujawniająca metodologię pracy archeologa i antropologa.... Sposób
narracji, profesjonalny język, niejednokrotnie zastosowana fachowa
terminologia oraz brak ocen emocjonalnych, składają się na
wyjątkowy rytm i charakter tekstu będącego swoistą wiwisekcją i
zapisem ludobójstwa.”
Moim zdaniem – ten artykuł to
jest właśnie publicystyka historyczna, a nie naukowe
opracowanie. Przez naukowe opracowanie naprawdę ciężko
przebrnąć...
Brak ocen emocjonalnych : chodzi o :
nagroda dawno przepita, buta i zarozumiałość dyktowały,
udupić, niemieckich pancerniaków , wyrabowanych, ?
Czyli RN doskonale zdaje sobie sprawę
z jakości artykułów w swojej gazecie...
Proszę jakie wytłumaczenie – to
przez emocje...
Jedni „po prostu” lubią
pomarańczowy kolor i sabotują swojego szefa, bo go „nie
lubią”, a innych „po prostu” ponoszą emocje...
Każdy ma jakieś ali.... to znaczy
oczywiście wytłumaczenie.
Ciekawie zrobiło się w następnym
numerze Odkrywcy. Powyższe zdania napisałem w czerwcu 2011 – a co
mamy w numerze lipcowym?
Komentarz RN, czyli jak się
wytłumaczyć....:
„Sieć tę tworzą tysiące
czytelników, którzy w Odkrywcy odnaleźli bliski im sposób
spojrzenia na historię, których nie pociąga – choć go
respektują – akademicki sposób jej traktowania, którzy ponad
suchy język wykładu i opisu przedkładają emocje związane z
eksplorowaniem i odkrywaniem jej tajemnic.”
Nie przypominam sobie, żeby czasopismo
Archeologia albo Wiedza i Życie było nudne, albo pisane „suchym
językiem wykładu”.
Nie kojarzę żadnego takiego pisma na rynku.
Wydawnictwa obfitujące w „ suchy język wykładu i opisu” są to
wydawnictwa specjalistyczne dla wąskiego kręgu.
Nie sądzę, aby
jakiekolwiek nudne wydawnictwo osiągnęło poziom komercyjnej
sprzedaży.
Dlatego nie ma takich na rynku
komercyjnym. Do czego więc się odwołuje RN? Czy to kolejne
tłumaczenie się z ordynarnych sformułowań?
Sądzę, że „tysiące czytelników”
ze zniecierpliwieniem omija szerokim łukiem propozycje lingwistyczne
„legendarnego” Wojciecha (Wojtka) Stojaka z jego poziomem
obszczymurka i czytają inne artykuły, w których nie ma tak
jaskrawo widocznego i natarczywego „buractwa”.
Choć zapewne niekoniecznie
dostrzegają, że zdegenerowani zbrodniarze, to po prostu niemieccy
pancerniacy.... A może dostrzegają?
Pismo ma bardzo dobry papier, fakt,
dużo reklam, ale i 70 stron....utrzymuje się na rynku od jakiś 13
lat (150 numerów) – nakład to ponoć 12 600 sztuk. Sporo. Ale to
jedyne pismo tego typu (o grzebaniu w ziemi) na rynku. I chyba nigdy
nie miało konkurencji...
No, ale chodźmy dalej.
„Henschel
na celowniku” i „poczytny autor” Łukasz Orlicki, strona 9.
„Zacznijmy
jednak od przedstawienia różnych stron pomocnych w ustalaniu
okoliczności zestrzelenia Hs 126 w Radziechowicach.
[nie dziwne sformułowanie? trzeba
przeczytać całość artykułu...]
Pierwszą stroną będzie bohater
zbiorowy – świadkowie. To właśnie dzięki wskazaniom mieszkańców
wsi udało się namierzyć miejsce, gdzie uderzył o ziemię
zestrzelony Henschel 126 B – 1. Drugim bohaterem jest, umownie ją
nazwijmy, strona niemiecka, reprezentowana w tym wypadku głównie
przez …
[…]
Trzecią stroną są polskie
opracowania....”
popatrzmy:
„od
przedstawienia różnych stron pomocnych w ustalaniu okoliczności”
„Pierwszą
stroną będzie bohater zbiorowy – świadkowie.”
„Drugim
bohaterem jest, umownie ją nazwijmy, strona niemiecka,”
„Trzecią
stroną są polskie opracowania....””
Co widzimy?
Bo ja widzę, że strona niemiecka jest
bohaterem. Nie wiem co prawda dlaczego, ale tak jest napisane.
Świadkowie i Polacy są stroną, Niemcy – bohaterem. Informacja
podprogowa?
Świetny przykład na mały sabotaż –
nie sposób udowodnić, ale coś jest na rzeczy.....
I dalej.
„Warto
również nadmienić, iż książki p. Emmerlinga są bardzo ważne
dla historii działań lotnictwa niemieckiego nad Polską, ale
również budzą dużo kontrowersji. Autor choć przedstawia się
jako całkowicie bezstronny, dosyć wyraźnie zmierza do udowodnienia
tezy, iż niemieckie samoloty starały się nie atakować celów
cywilnych, a polscy piloci myśliwscy byli niezbyt odważni, przy
czym wszelkie niejasności rozstrzyga na korzyść niemieckich
dokumentów, wspomnień i zestawień.”
„ dosyć
wyraźnie zmierza do udowodnienia tezy” - nie
wiemy, czy tej tezy dowiódł, ale wygląda na to, że ma jakieś
dowody na jej prawdziwość, bo autor zauważa:
„ zmierza do udowodnienia”.
„ przy
czym wszelkie niejasności rozstrzyga na korzyść niemieckich
dokumentów” - to chyba
dobrze, że rozstrzyga zgodnie z dokumentami, można
liczyć, że jest rzetelny...
domyślamy się więc, że jednak może
dowieść swojej tezy....
„ Autor
choć przedstawia się jako całkowicie bezstronny” - no specjalnie
dla Polaków stara się nie lobbować w interesie niemieckim – ale
będzie rzetelny i powie całą prawdę
Ot, takie tam proste kombinacje, zabawa
wyrazami...
Perełka numeru na stronie 10
Opis do zdjęcia:
„Moneta
10 Pfennigów wybita w Wolnym Mieście Gdańsku, prawdopodobnie
własność pilota.”
Dla jasności: pilot nie żyje od 1939
roku....
Czy można wobec tego napisać:
własność pilota?
Gdyby było napisane: należała
prawdopodobnie do pilota – o, to pełna zgoda.
Ale własność pilota? To tak, jakby
on nadal żył.
Czyli
dom w Gdańsku, który należał do pilota – to też
nadal jego własność??
No taki prosty wniosek...
Konkluzja z „artykułu”też jest
prosta – wszystko, co należało kiedyś do Niemców – nadal do
nich należy.
Czy dostrzegacie Państwo metodę?
Drobne rzeczy...
Drobna zmiana jednego zdania, a ile
treści układa się w głowie...
W tym czasopiśmie roi się od
sformułowań typu: zagadkowy, tajemnicze, niewyjaśnione itp..
Jedynym znaczącym „sukcesem” tego
czasopisma, o jakim wiem, to odnalezienie sztandaru wojsk rosyjskich
z okresu walki z Niemcami.
Inne
„sukcesy”, to z reguły wyciąganie z błota poniemieckiego
złomu, remontowanie i delektowanie się jego „wartością
historyczną” - w zupełnym
oderwaniu od faktu, że ta broń służyła do zabijania Polaków –
a niejednokrotnie – do mordowania niewinnych cywili, że przypomnę
tylko masowe egzekucje, czy spalenie Frampolu w ramach niemieckich
ćwiczeń...
Poza tym same opisy tajemniczych
niewyjaśnionych spraw – od jakiś 12 lat.
Naprawdę
nie można nic zrobić, żeby przeorać Riese? No tak, „ktoś”
(ktoś zapewne „głupi”...) zadecydował, że będzie tam park
krajoznawczy czy coś i nici z grzebania w tunelach....
A
poza tym: tam nic nie ma!! „Odkrywca” wam to udowodnił
niejednokrotnie...
Jedyne takie pismo na rynku....
„Akcja,
której nie było...” Leszek Adamczewski (dziennikarz, pisarz,
wnikliwy badacz
przeszłości, autor wielu popularnych książek...)
Generalnie dość mętny artykulik,
słabo udokumentowany, właściwie nie poparty merytorycznymi
argumentami, o notatce inżyniera polskiego opisującej sprawę
tunelu w górze Bucholz. Nie wiadomo nic dokładnie o sprawie –
rzetelny autor....
„jeśli
dobrze zrozumiałem bazgroły
(to zapewne „ocena
emocjonalna”... przyp. MS) inżyniera,
pisał on o wywiezieniu czegoś ze Świeradowa- Zdroju […] >>do
Lwówka Śląskiego i umieszczona w tunelu na Bucholzu. (kilka słów
nieczytelnych – L.A.) Przy tym zostało straconych 300 naszych
jeńców […] według znalezionego planu niemieckiego w obecności
UB zbadaliśmy teren na Bucholzu, gdzie odnaleziono 3 kamienie (kilka
słów nieczytelnych), z którego widać, że (słowo nieczytelne –
L.A.) tunel zawalony przez Niemców. Widać (słowo nieczytelne)
ślady wjazdu samochodów a wyjazdu nie ma<<”
Autor „torpeduje” doniesienia
inżyniera stosując metody erystyczne:
„ Zdaniem
eksploratora P.P. , który w Centralnym Archiwum Wojskowym odnalazł
te dokumenty, wspomniany ...plan nic do sprawy nie wnosi....i
prawdopodobnie nie miał nic wspólnego z jakąś
tajną akcją na Bucholzu.”
Czyli
powołuje się na zdanie jakiegoś „eksploratora” i nie podaje
żadnych argumentów! Nie wiemy też na jakiej podstawie
„eksplorator” P.P. ocenił, że „prawdopodobnie
nie miał nic wspólnego z jakąś tajną akcją na Bucholzu.”!!
Ale
uwaga: „odnalazł” - a więc, skoro jest odkrywcą
– to można mu przypisać różne cechy – na przykład
nieomylność? Bo na pewno w domyśle: referencje....
No i w ogóle: „odnalazł” w
CAW.... może kopał dołki w korytarzach archiwum?
W tym zdaniu wyraz „eksplorator” to
taki wytrych – zupełnie jakby napisać – „specjalista magister
doktor habilitowany od łażenia po tajemniczych i zagadkowych
sztolniach co to wszystkie rozumy pozjadał i wie: co jest, a czego
nie ma”
Najwyraźniej
autor ma czytelnika za idiotę, podsuwając mu w charakterze
argumentów (względnie dowodów) puste słowa...
Wyraz: „prawdopodobnie” też wiele
mówi...
Puste słowa znajdujemy oczywiście
dalej....
Autor „torpeduje” znowu:
„ów
tunel miał znajdować się gdzieś pod lub w okolicy stojącego na
Bucholzu pomnika.
Podobne opowieści krążą w wielu
dolnośląskich miastach i wioskach.
To, o czym opowiadał G., można byłoby więc zlekceważyć
(???!!! MS),
gdyby nie jeden fakt.[...] pobliżu znajdowała się restauracja...
to najprawdopodobniej posiadała rozległe piwnice, które od biedy
można uznać za tunel. No i w nich można ukryć jakieś skrzynie”.
Czyli
autor wie lepiej od inżyniera,
co ów widział, a także co jest zasypanym tunelem w zboczu góry, a
co piwnicą w restauracji.
No i: „Podobne opowieści krążą w
wielu dolnośląskich miastach i wioskach. To, o czym opowiadał G.,
można byłoby więc zlekceważyć ...”
Nie ma to jak racjonalizm.
A to nie jest tak, że Śląsk
„przypadkiem” dostał się Polsce i Niemcy, nie przewidując
tego, masowo „w wielu dolnośląskich miastach i wioskach”
chowali precjoza, dokumenty, broń?
„Racjonalizm”
znajdujemy również dalej.
strona 14
„Przez
lata nie przyszło mi na myśl, że ktoś może być tak bezczelny i
wszystko zmyślić, wprowadzając w błąd nie tylko łowców
tajemnic wojennych, ale także, a może przede wszystkim aparat
sprawiedliwości państwa”
Ho, ho, ho – to może teraz mała
konfabulacja z mojej strony: mało domyślny autor po latach
dociekania został poinformowany, że jest za blisko prawdy i ma
zacząć zaprzeczać, że cokolwiek się wydarzyło na Bucholzie, bo
jak nie, to.....
Prawda, że pasuje do „artykułu”?
Strona 15:
„Nikt
nigdy nie złożył podobnej relacji. Może świadczyć to, że
rzeczywiście wszystkich jeńców, uczestniczących w tej akcji,
Niemcy wymordowali. Albo, że Skibicki wszystko zmyślił.
(„argumenty”, które
autor sam sobie tworzy są doprawdy porażające...)
„Trudno
w to uwierzyć” („ocena
emocjonalna” ? ... przyp. MS)-
pisałem w „Głosie Wielkopolskim” jeszcze 24 października 2006
roku w kolejnej publikacji poświęconej tej sprawie. I dodałem, że
przedwojenny żołnierz Wojska Polskiego został wszak uprzedzony o
odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań”
Widać, że autor powołuje się sam na
siebie.
Wiarygodności twierdzenia „dodaje”
podana precyzyjnie data, oraz „argument”, czyli zdanie: „ I
dodałem, że przedwojenny żołnierz Wojska Polskiego został wszak
uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych
zeznań”
Mamy tu przykład klasycznego
erystycznego chwytu – na końcu twierdzenia podajemy sugestię, że
posiadamy argumenty potwierdzające twierdzenie – i następuje
prezentacja „argumentu”, który często nie ma związku ze
sprawą. Najważniejsza jest sugestia sterująca uwagą Czytelnika,
że zaraz zobaczy dowody i „coś” po sugestii. „Coś” czyli
„dowody”....
W tym wypadku, „argument”, wg mnie
jest argumentem za wiarygodnością zeznań Skibickiego - bał się
więc mówił prawdę...A że potem odwołał.... Lepper nie odwołał?
Dlaczego autor teraz uważa, że jest
to argument „przeciw”?
Może gdybyśmy sięgnęli do źródła
z 24 X 2004 to by się coś nam wyjaśniło... Może konkluzja
tamtego artykułu była zupełnie inna?
Ufff, idziemy dalej...
Podtytuł: Ciąg niekonsekwencji - na
stronie 15
„Gdzie
są zatem dokumenty poświadczające delegowanie tylu i tylu jeńców
na obszar VIII Okręgu Wojskowego i ich wykreślenie z ewidencji
obozowej?”
Postaram się pomóc autorowi.
Są w archiwach???
A jeśli nie ma ich w archiwach...to
może ktoś je spalił? POzacierał ślady?
Nigdy nie powstały??
Ale
może jednak są, tylko trzeba je odkryć...
Czy jak odkryję je w archiwach, to
będę mógł nosić miano eksploratora i odkrywcy? I czy kwiat
„dziennikarstwa” „eksploracyjnego” będzie wtedy spijać
słowa z mych ust?
Autor w domyśle (i „naiwnie”)
powołuje się na „słynną niemiecką skrupulatność” i
twierdzi, że gdyby była ww. sytuacja – byłyby też dokumenty ją
potwierdzające.
A JA SIĘ KURWA PYTAM – gdzie
są oryginalne dowody niemieckich zbrodni na Polakach, które „ktoś”
wysłał do Ludwisburga i gdzie „zaginęły”?
Co ze słynną niemiecką
skrupulatnością? Wyparowała??
Dalej nie chce mi się już pisać.
Podsumować to wszystko można cytatem
z autora:
„W
tej sprawie nic się”kupy nie trzyma”. Spokojnie można więc ją
włożyć między bajki...”
Artykulik zaiste poziomem przypomina
erystyczne wypociny półgłówków z forum Gazety Prawnej.....
„Polecam”
jeszcze stronę 27 i przydługi „bezsensowny” wstęp (o
wisielcach) do „artykułu” Wojciecha (Wojtka) Stojaka....i
końcówkę:
„Gdyby
ktoś z Was znalazł
ten magazyn, to zanim pójdzie do pierdla wypadałoby mi coś
odpalić”
No właśnie, czy bezsensowny?
Jaki
jest powód uprawiania takiego „buractwa”?
Czy w tym aby na pewno nie ma ukrytego
sensu?
Czy dostrzegacie Państwo metodę?
Drobne rzeczy...
Jeszcze cofnijmy się w czasie....
Odkrywca
maj 2011 i zagadkowy tekst.
strona 23 i bardzo dziwne zwroty...
„Wrocław
[…] stoję w jego centrum […] Ten bezruch, jakby oczekiwanie
na coś
powoduje, że boję się poruszyć żeby
nie zburzyć, nie zbezcześcić
tej martwoty, jakiejś
nieistniejącej, ale odczuwalnej
równowagi tego miejsca.
[…]
Czuje się też bliską,
przyczajoną
jak ten gołąb obecność
grafomanii,
która lada
numer Odkrywcy wybuchnie
jak supernowa.
A
gdy przymknąć oczy, gdy się uważnie wsłuchać w ciszę
nieczynnych peronów, usłyszeć można wśród porywów wiatru
gardłowe „Bahnhof Breslau, aussteigen” wykrzyczane przez
konduktora Deutsche Reichsbahn. A duch niemieckiego bahnschulza z
przyganą spogląda na
polskiego
sokistę, który dopuścił zagraficenia urzędowych napisów.”
„A
przecież wyłączyłem już wyobraźnię, jestem,
jak dziś
się mówi, w
realu a ciągle
widzę
niemiecki napis.
Więc
on jest! Istnieje!
Taaak....
Jestem fanem kolejnictwa.
Jestem pod wielkim urokiem XIX wieku,
kiedy kolej powstawała. Wieku pary...
Wieku, który jawi mi się o wiele
bardziej cywilizowanym, niż współczesne czasy....
Ale
umiem odróżnić piękno np. dworca w Miechucinie od nieswojej
historii. Nieswojej
kultury.
Stację w Miechucinie, czy Garczynie,
Kisielicach, czy Jabłowie, Starogardzie, Rytlu i Swarożynie,
Bytowie i w Polanowie – we Wrocławiu - przyswajam sobie jako swoją
własność – bo to jest Polska. I cieszę się urokiem tych
czynnych i nieczynnych stacji, ich niezwykłym klimatem.
W mojej świadomości funkcjonują jako
polskie.
Nie widzę na nich niemieckiego zaborcy
– widzę polskie rodziny i polskich kolejarzy. I niezależnie –
czy widzę to w XIX wieku, czy w latach pięćdziesiątych XX
wieku...
Widzę tam Polaków.
Obszczymurek widzi tam jednak kogoś
zupełnie innego....
To niesamowite jak niektórzy
polskojęzyczni obywatele mojego kraju pałają uwielbieniem dla
niemieckości...
No i te zagadkowe wynurzenia.....Tak,
te, które podkreśliłem w tekście.
oczekiwanie na nieistniejącej, ale
odczuwalnej
bliską,
przyczajoną obecność germanii,
która lada wybuchnie jak nowa.
jestem dziś w realu widzę niemiecki
napis. Więc jest! Istnieje!
Fahrenwirst?
Germanii?
Następna strona:
[…] choć dawno już na rogatkach
miasta nadano dziejom nowy bieg skuwając Breslau z granitowych
słupów stulecia i czyniąc zeń, w pół godziny, piastowski
Wrocław.”
Piastowski Wrocław, budował się,
ponad trzysta lat. A nie pół godziny.
Potem na blisko 200 lat weszli w jego
posiadanie Czesi. I dopiero wtedy, Prusacy i Niemcy. Słupy
stulecia...dobre sobie.....
Kolejna strona i kolejny „buracki”
standard:
„Są
na tym, nieskażonym przez poszukiwaczy, terenie jeszcze inne ciekawe
rzeczy, ale wam nie powiem, bo mi się wpieprzycie w paradę. A
takiego!”
I ostatnie zdanie: „Opinia o
projektowanych badaniach georadarowych: gówno wyjdzie!”
Autor?
Oczywiście Wojciech (Wojtek) Stojak.
Wydaje się, że niektóre zdania
budowane przez tego pana tworzone są z myślą wyłącznie o tym, by
umieścić w nich coś odstręczającego.
Proszę zauważyć, za każdym razem,
kiedy Ryszard Kalisz, polityk SLD, występuje w telewizji, w
ostatniej minucie telewizyjnej debaty zaczyna gwałtownie machać
rękoma, podnosi głos i bezpośrednio natarczywie zwraca się do
widza.
Nie bez powodu – Kalisz doskonale
wie, że widz najbardziej z całego programu zapamięta, jego podrygi
na koniec, a nie nawet nie wiadomo jak mądre wypowiedzi jego
adwersarzy. To jest podświadome.
Kalisz doskonale wie, jak
psychologicznie podchodzić ludzi.
Swego
czasu jeden z członków SLD (a może PO?) opisywał w tv wywiadzie
postać Kalisza – użył mniej więcej takiego sformułowania:
„Ryszard, jak tylko włączają kamery, staje się duszą całego
wywiadu. Natychmiast ożywia się,
żywo gestykuluje i całym sobą wypełnia kamerę”
Można było zauważyć, że wg tej
osoby, Kalisz stawał się taki dopiero w momencie załączenia
kamery – nie wcześniej. Wcześniej nie ma po co się
produkować....
Czyż nie podobnie jest z brzydkimi
wyrażeniami Stojaka na koniec „artykułów”?
Co wam pozostanie w głowie?
Drobne rzeczy.
I jeszcze w podsumowaniu Pani Redaktor
Naczelnej....
Zdanie Piotra Maszkowskiego ze strony
47:
„W
ten sposób otrzymujemy jednoznaczny obraz rzeczywistości oparty na
emocjach, których historyk powinien unikać”
???
Pani
redaktor, proszę mi powiedzieć: czy te artykuły piszą jacyś
analfabeci, którzy nie potrafią poprawnie po polsku zbudować
dłuższej wypowiedzi, czy po prostu to co robią,
robią celowo??
A może faktycznie oni nie znają
polskiego? Czy te „artykuły” piszą w ogóle Polacy?
Bo o Polsce to to raczej nie jest....
P.S.
Coś mi się jeszcze nasunęło....
A może Odkrywca pełni taką samą
rolę w „okrywaniu” przeszłości, jak JKM w „polityce”?
12 lat.... [w numerze wrześniowym
poprawiono mnie – min. 13 lat]
Nic nie odkryto, a sami poczytni
autorzy i „pisarze” - „eksploratorzy” gwarantują nam, że
TAM nic nie ma.....
Jedyne takie pismo....
12 lat kopania dołków i łażenia po
tunelach (tzn. tajemniczych tunelach i sztolniach...) i nic.
No i te podrygi obszczymurka -
„legendarnego eksploratora”...
To jest działanie celowe. Celowo w
swoich wypowiedziach używa wulgaryzmów.
Podobną metodę obserwowałem u Jana
Kowalskiego.
Poprzez „buractwo” i „obciach”
odstręczał młodych ludzi. Poprzez zaplanowane oszołomstwo....
Tak, to ta sama metoda.
Więc
może jednak nie Odkrywca, ale... Strażnik??
Strażnik Riese.
zastanawiam się, czemu nie piszesz o przejęciu polskiej prasy przez Niemców. W materiale niejednokrotnie dochodzisz do dość absurdalnych - co wcale nie znaczy, że niemożliwych - wniosków, ale unikasz podstawowej sprawy, która jest dobrze udokumentowana. Słowa - klucze to: Axel Springer/ Werner Lorenz, Bauman, Polskapresse. O tym racz napisać, bez tego twój obraz jest niepełny.
OdpowiedzUsuńCo jest absurdalne?
OdpowiedzUsuń---------------------------------------
Hmmm.... "raczyłem" napisać tutaj:
http://maciejsynak.blogspot.com/p/germanofilia.html
choć dość ogólnie.
Sam piszę teksty, nikt mi nie pomaga i nie daję rady opisać wszystkiego. Po prostu poza pisaniem mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.
Mój blog zawiera wiele tekstów, które stanowią uzupełnienie Werwolfa.
Z czasem zostaną wprowadzone na tą stronę.
Może nie absurdalne, tylko tobie nie znane - i nie mogące się pomieścić w twoim myśleniu...